poniedziałek, 9 listopada 2015

(Wataha Powietrza) od Devona

Bardzo ładne dziecko - przeszło mi przez myśl, kiedy pierwszy raz zobaczyłem syna Rena i Sol słodko śpiącego na ich wielkim łóżku. - Ale jeszcze ładniejsza jest ta gorąca brunetka stojąca obok.
Sasha przyglądała się Ashowi tak, jakby nigdy nie widziała czegoś równie fascynującego, dorównującego małej istotce z ciemną czuprynką. 
-Wygląda jak mały aniołek.- powiedziała, uśmiechając się do Rena. 
Co łączy tą dwójkę, do cholery?! 
Już miałem zadać to pytanie Sol - oczywiście telepatycznie - ale w ostatniej chwili zdałem sobie sprawę z tego, że chyba jednak wolę nie wiedzieć co i gdzie mógł robić kiedyś z Sashą mój Alfa. 
Do głowy przychodziła mi tylko jedna rzecz i zdecydowanie nie przypadła mi ona do gustu. 
-Może zostawimy go w spokoju? Możemy niechcący go obudzić...- odezwałem się, próbując ratować sytuację, w której się znalazłem. Bądźmy szczerzy, nie przyprowadziłem tutaj Sashy po to, żeby oglądać jak uśmiecha się do Rena.
Obecność Sashy najwyraźniej nie przeszkadzała Sol, która albo udawała, że nie dostrzega tego uwodzicielskiego uśmiechu, który kobieta posyła w stronę jej mężczyzny, albo miała to dupie, biorąc pod uwagę fakt, że Ren właściwie nie widział nikogo poza nią.
Właściwie jak udało jej się tak bardzo oślepić go na wszystkie inne istoty płci pięknej chodzące po tym świecie? Na Faith - jej największą rywalkę, równie piękną i równie inteligentną. 
Dziwnie uczucie, patrzyć na dwójkę ludzi, którzy pasują do siebie jak dwa cholerne kawałki jakiejś układanki. Chyba najgorsza do zniesienia była ta miłość wręcz wypisana w ich oczach. I zaufanie, którego ja nigdy nie dostałem. Od nikogo. 
-Dev ma rację, lepiej, żeby Ash się jeszcze nie budził.- Sol pogłaskała syna po włoskach i złapała Rena za rękę.- Chodźmy do salonu.
Zerknąłem na Sashę, która prawie dorównywała mi wzrostem w swoich niebotycznie wysokich szpilkach.
Jezu, jak można w tym w ogóle funkcjonować...
-Właściwie to mieliśmy właśnie iść na spacer.- Skłamałem, oplatając dziewczynę ręką w pasie.- Idźcie sami, nie będziemy wam przeszkadzać. Na pewno nie zdążyliście jeszcze się sobą nacieszyć.
Ren uniósł brwi i rzucił mi podejrzliwe spojrzenie czarnych jak obsydian oczu, które za chwilę przeniósł na zaskoczoną Sashę. Chyba nie spodobało mi się to, co zobaczył na jej twarzy, bo skrzywił się prawie niezauważalnie. 
-Jasne.- powiedział.- Może wreszcie opowie ci coś o swojej bardzo ciekawej pracy. 
-Wiem co to za praca.- Wzruszyłem ramionami, tym razem zaskakując chłopaka. Nie jestem aż takim idiotą. Potrafię dostrzec pewne powiązanie Sashy z miejscem, w którym ją poznałem.- To nic nie znaczy.
Ren przez chwilę wyglądał tak, jakby miał zamiar się roześmiać, ale po kilku sekundach jego twarz znów przybrała obojętny wyraz. 
-Możliwe. Bawcie się dobrze.- Uśmiechnął się i pociągnął za sobą Sol, która wpatrywała się w niego pytająco. Ruszyłem w stronę wyjścia, prawie ciągnąc Sashę za rękę.
-Oszalałeś?- Syknęła, kiedy delikatnie wypchnąłem ją na zewnątrz.
-Nie.
-Nie mieliśmy iść na żaden spacer.
-Cóż, widocznie plany uległy zmianie. - Wzruszyłem ramionami, przy okazji przelatując wzrokiem po jej regularnych rysach twarzy i zatrzymując spojrzenie na pełnych ustach. - Słyszałaś Rena. Musisz opowiedzieć mi o swoim arcyciekawym zawodzie. Praca striptizerki nie może przecież należeć na najłatwiejszych.

(Sasha?)


1 komentarz:

  1. O. Mój. Boże. Devon! Wreszcie! Tyle czasu minęło od ostatniego opowiadania, że myślałam, że już się nigdy nie pojawi. No ale jest. Krótkie bo krótkie, ale jest. I nie jest takie złe. W każdym razie może zacznie się dziać coś ciekawego. Mam nadzieję ;)

    OdpowiedzUsuń