Rozejrzałam się dookoła, prosząc w myślach aby nikt
przypadkiem mnie nie zobaczył. Czułam się jak chowająca się i uciekająca
kryminalistka, mimo iż byłam w mieście, w którym się wychowałam. Czujnie
obserwowałam domy dookoła, wyłapując nawet najdrobniejsze drgnięcia za fałdami
firan.
Miasteczko spało, ale strach nie chciał mnie opuścić nawet
na krok. Przeszłam przez ulicę i stanęłam centralnie przed domem, w którym
niegdyś mieszkałam. Światła w salonie
nadal się świeciły, na co ja uśmiechnęłam się pod nosem.
Dziadek nadal siedzi
po nocach… Nic się nie zmieniło. Kąciki mych oczu wypełniły łzy, ale tak
jak zawsze i tym razem nie spłynęły po
policzkach. Podeszłam niepewnie do frontowych drzwi i po kilku
długich minutach zastanowienia zapukałam.
Momentalnie w progu pojawił się siwy mężczyzna, którego oczy
szkliły się nadzieją i wielkim, porywającym szczęściem.
- Dziadku… - zdołałam wydukać, gdy nagle starzec porwał mnie
w ramiona, płacząc w me włosy – Przepraszam.
Zadziwiona jego reakcją wtuliłam się w niego i wypełniwszy
nozdrza tak dobrze znanym mi zapachem bezpieczeństwa odezwałam się:
- To ja przepraszam. Przepraszam za kłamstwa, za ucieczkę,
za niewiedzę.
Mężczyzna odsunął się ode mnie, tak aby móc spojrzeć mi w
twarz i pogładziwszy dłonią mój policzek, westchnął z bólem.
- To nie ty tu zawiniłaś, tylko ja z twoją babcią i Daisy.
Myśleliśmy, że tak będzie lepiej, ale teraz wiem, że się myliliśmy. Przez nasze
decyzje musiałaś się z tym zmierzyć nagle. Nadal jednak nie rozumiem jakim
cudem…
Przerwał, patrząc się w dal z namysłem i tęsknotą. Wiedziałam
co się stało, ale nie umiałam się odezwać. Ja też tęskniłam za babcią i
chciałam, żeby tu z nami była. Bez
namysłu dotknęłam dłonią ramienia dziadka, który jakby uwolnił się z transu i
ponownie na mnie spojrzał.
- Ja również tęsknię za babciami. Niczym się nie zadręczaj,
proszę.
- Ty nie rozumiesz, Hesperiato. Pchnęliśmy cię w nieznane w
momencie, w którym doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie jak nie dowiesz
się o swojej naturze. Daisy… Ona zaklęła twoją wilczą postać i większość twych
mocy jeszcze za życia babci. Karen dłużej od nas upierała się, że nie
powinniśmy tak pochopnie podejmować tej decyzji. Że możemy zrobić ci tym
krzywdę i przysporzyć bólu, ale wtedy wydawało się to jedynym wyjściem.
Patrzyłam na niego w osłupieniu, nie mogąc wydusić nawet
jednego słowa.
- O czym ty mówisz dziadku? – zapytałam w końcu, nadal nie
mogąc otrząsnąć się z szoku.
- Nadal nie zmieniasz się w wilka, prawda? Nie możesz…
Ponieważ tylko intensywne uczucia mogą twą przemianę uaktywnić. Na tym polegało
zaklinanie Daisy. Zamknęła również wszystkie moce, prócz delikatnej hipnozy
głosem, przewidywania przyszłości i widzenia przeszłości i duchów. Próbowała,
ale nie dała rady się ich pozbyć.
- Pozbyć? - serce
zaczęło mi bić szybciej – Czyli, że… Ja ich nie…
- Nie… nie… To nie tak… One nadal w tobie są, ale śpią. I
będą spały, póki się nie uaktywnią. Ale jak już mówiłem to był błąd.
- Chcieliście tylko mnie chronić – nie wiem dlaczego nie
mogłam zacząć płakać, ani nawet krzyczeć ze złości. Mimo wielu emocji jakie
kłębiły się we mnie, zostało tylko zrozumienie.
- Ale zmieniłaś się. To zaklęcie nie tylko zapieczętowało w
tobie zdolności, ale również jakąś część ciebie. Zauważyłem to od razu po
przeprowadzeniu rytuału. Stałaś się pusta. Twoje szczęście było puste. Łzy.
Uśmiech. Pozbawiliśmy cię szczerych emocji i niektórych, niebezpiecznych dla
powodzenia rytuału cech charakteru.
W końcu zrozumiałam. Przypomniałam sobie wszystkie te
sytuacje, gdy chciałam płakać, ale łzy nie chciały płynąć. Byłam nijaka.
- Dziadku… Chyba jest mi duszno – zaśmiałam się nerwowo i
niemal od razu osunęłam się na ziemię.
****
Otworzyłam powoli najpierw jedno oko, a później drugie, z
trudem przyzwyczajając się do ostrego światła lampy znajdującej na suficie.
- Ohoho… A już myślałem, że się nie obudzisz – usłyszałam
obok siebie głos, który nijak nie był podobny do ciepłego głosu dziadka.
Odwróciłam niechętnie głowę i spojrzałam na mimo wszystko, zatroskaną twarz
przyjaciela, którego o dziwo nie spodziewałam się tutaj spotkać.
- Mike… Co ty tu nadal robisz? Ile czasu byłam nieprzytomna?
– zapytałam, szturchając go w ramię.
- Prawie dwa i pół dnia… Spałaś jak zabita… Ciągle tylko śnił
ci się jakiś koszmar, bo niespokojnie miotałaś głową i mówiłaś coś… Nie wiem co, bo było to w innym języku.
- Co?! Omo.
Chłopak uśmiechnął się ciepło i ze skruszoną miną, wtulił
głowę w moją szyję, mierzwiąc przy swoje
włosy jak kotek.
- Nie rób tak – zachichotałam mimowolnie, bezskutecznie próbując
go odepchnąć, jednocześnie czując rumieniec wypływający na mych policzkach.
Mimo moich wyraźnych sprzeciwów ten nadal nie przestawał, a
ja mimo złości, nadal się śmiałam. Po chwili jednak przypomniałam sobie swoją
rozmowę dziadkiem i momentalnie uśmiech zszedł z mej twarzy.
- Gdzie dziadek? – zapytałam, rozglądając się dookoła.
- Wyszedł na chwilę, kupić coś do jedzenia do pobliskiego
sklepu. Pamiętasz go? Pani Robins nadal w nim sprzedaje.
- Pani Robins? Naprawdę? Chciałabym wiedzieć jak się jej
żyje.
- Całkiem nieźle… Nie narzeka – naigrywał się ze mnie
zielonooki.
- Naprawdę chcę wiedzieć – ponownie szturchnęłam jego ramię,
tym razem z większą siłą – Tęsknię za dawnym życiem.
- Nie tylko ty – westchnął chłopak, ze smutnym uśmiechem
przyklejonym do przystojnej twarzy.
- Jeszcze ci tego nie mówiłam, ale przykro mi z powodu tego
co się stało. To zdecydowanie za szybko… Marzyłam o tym, że kiedyś tu wrócę i
że będzie jak dawniej, ale wtedy ty…
Łzy zakręciły się w kąciku mych oczu, ale znowu nie chciały
płynąć. Fuknęłam z irytacją i popatrzyłam w drugą stronę, by ukryć przed
przyjacielem smutek.
- Nadal może tak być. Będzie tylko o jedną osobę mniej, Hes.
- Nie byle kogo… Tą osobą jesteś ty. Dorastałam razem z
tobą, byłeś moim pierwszym prawdziwym przyjacielem.
- Twoje słowa mnie ranią – powiedział i podniósłszy się z
klęczek, zaczął chodzić nerwowo po salonie.
- Byłem przy tobie odkąd tylko pamiętam. Byłem jak twój
cień, zawsze gotowy do poświęceń, ale jeden moment wystarczył bym wszystko
zniszczył. Tego wieczora, gdy uciekłaś chciałem wyznać ci swoje uczucia. Ale
najpierw ten wilk w lesie, a potem ty z sierścią i zwierzęcym pyskiem. Przestraszyłem się.
Dopiero, gdy twój dziadek mi o wszystkim opowiedział… Dopiero wtedy
zrozumiałem. Przepraszam.
- Nie przepraszaj tyle. To zrozumiałem… Ja również się wtedy
przeraziłam. Czułam, że to ja, ale jednocześnie nie byłam sobą. Wszystko
słyszałam, widziałam i czułam inaczej. Niesamowite uczucie.
- Jak to jest? – nagle na jego twarzy ponownie pojawił się
uśmiech, a ja tylko opuściłam ręce w geście poddaństwa. On nigdy się nie
zmieni. Nigdy nie wiadomo jak zachowa się w danej chwili. Jest
nieprzewidywalny. Zaśmiałam się w myślach wspominając nasze dzieciństwo.
- Szczerze? Nie wiem… Wtedy, w lesie to był pierwszy i
ostatni jak na razie raz. Od tamtej pory nie zmieniłam się ani raz.
- Dlaczego? – uniósł brew z zaciekawieniem.
- I właśnie do tego potrzebny jest mi dziadek.
- Ktoś coś o mnie wspominał? – usłyszałam nagle za sobą.
- Widzę, że Mike się tobą należycie zaopiekował – rzucił w
drodze do kuchni, tylko przelotnie zerkając spod okularów na stojącego koło
mnie bruneta.
I właśnie tak nastąpił kolejny szok.
- Ty go widzisz? Czego ja jeszcze nie wiem? – załkałam,
zachowując się jak mała dziewczynka.
- Wszystko po trochu się wyjaśni, kochana.
- Dokładnie, Hes – wyparował Mike, obejmując mnie
niespodziewanie ramieniem, przez co na mojej twarzy pojawił się niemały
rumieniec.
- Może poszłabyś się opłukać? Pewno jesteś zmęczona,
orzeźwiający prysznic z pewnością ci pomoże – zawołał dziadek z kuchni.
Tak też zrobiłam. Wyrwawszy się z delikatnego uścisku
przyjaciela, poszłam na górę, gdzie bez problemu trafiłam do swojego pokoju.
Weszłam do środka i z ulga stwierdziłam, że nic się w nim
nie zmieniło. Wszystko było w tym samym miejscu. Podeszłam do zasuwy po prawej
stronie i ją otworzyłam. W środku wisiały, starannie powieszone na wieszakach
ubrania. Sukienki, bluzki, przyduże swetry. Po chwili namysłu wyciągnęłam z
szafy jeden z moich ulubionych kompletów czyli błękitną bluzkę z długim rękawem
i białym okrągłym kołnierzykiem, oraz białe rurki, które niechcący spadły na
podłogę. Gdy próbowałam po nie sięgnąć, wyczułam pod mymi palcami niewielki
pakunek. Z zaskoczeniem i kolejna falą wspomnień kucnęłam i wyciągnęłam
zagadkowe pudełko spod sterty książek i innych pudełek. Usiadłam wygodnie na
rogu łóżka i z uśmiechem położyłam pakunek na kolanach. Minęło sporo czasu nim
otworzyłam się go otworzyć, ale gdy to się stało mój uśmiech jeszcze bardziej
się poszerzył. W małym pudelku
zachowane były zdjęcia i inne drogocenne rzeczy, które składały się na me
wspomnienia. Był tam wisiorek, który dostałam w dniu trzynastych urodzin. W
środku srebrnego serduszka schowane zostało zdjęcie moich rodziców. Tylko
dzięki temu naszyjnikowi wiedziałam jak wyglądali. Mama była niemal taka sama
jak ja, niemal w stu procentach identyczna. Z opowieści dziadów, również
charakterem niewiele się od niej różniłam. Również była nieśmiała i czasem
melancholijna.
Z namaszczeniem, najdelikatniej jak tylko potrafiłam
podniosłam do góry wisiorek, od razu go otwierając. O chwili przejechałam
opuszkiem palca po wyblakłej fotografii, jedynej pamiątce po rodzicach, jaką
miałam.
- Chciałabym was kiedyś zobaczyć. Sama dowiedzieć się jacy
jesteście – szepnęłam, dalej wpatrując się w ich rozświetlone iskierkami oczy.
****
Po wodą poczułam, że wszystkie negatywne myśli mnie
opuszczają. Mięśnie rozluźniły się, a i zaczęłam zupełnie inaczej, jakby lżej
oddychać. Mruknęłam z zadowoleniem i pozwoliłam by po mym ciele dalej spływały
stróżki ciepłej wody.
Po kilku minutach stanęłam przed toaletką, gdzie na blacie
leżały wcześniej przyszykowane ubrania. Po założeniu ich związałam jeszcze
trochę mokre włosy w kucyka, żeby przypadkiem nie zmoczyć sobie bluzki.
Posmarowałam sobie twarz kremem, który
nawilżył i nieco ją rozświetlił.
Po następnych kilku minutach byłam już na dole, przy stole
wraz z przyjacielem i dziadkiem.
- Widzisz? O wiele lepiej. – pierwszy odezwał się starzec,
którego usta pokrył uśmiech.
- Czuje się teraz niesamowicie, dziękuję – odparłam,
uśmiechając się do mężczyzny – A wracając do naszej wcześniejszej rozmowy…
- Nie teraz, Hesperiato. Najpierw zjedzmy – przerwał dziadek,
podając mi miskę talerz.
- Ale… - zaczęłam,
jednak po chwili zrezygnowałam. To nie miało. Dziadek zawsze był uparty jak
osioł – Dobrze, ale gdy tylko zjem powiesz mi.
- Tak, tak, skarbie – rzucił i machnąwszy rękom przyjrzał
się mnie i Mike’owi – Jedzmy.
****
- Dziadku… wszyscy są najedzeni, naczynia już pozmywane i
stół został sprzątnięty. Teraz mów – powiedziałam, podchodząc do niego i
siadając tuż obok utkwiłam w nim wzrok.
- Dobrze… Więc… Odpowiadając na twe wcześniejsze pytanie.
Tak, widzę Mike’a, a to dlatego, że tak jak ty widzę duchy. Jestem taki jak ty,
ale zbyt stary by używać jakichkolwiek zdolności. Twój ojciec, a mój syn, oraz
twa matka również byli zmiennokształtnymi. Żywiołem twego ojca, tak jak moim
była i jest woda, jednak twa matka na początku zdawało się, że nie była
związana z jakimkolwiek z czterech żywiołów. Jak się później okazało, nie było
to prawdą i twa mata była bardzo potężną waderą. To po niej odziedziczyłaś
większość zdolności. Z czasem Woda i Duch złączyły się w tobie, więc nie umiem
określić który dokładnie jest twym przewodnim. Gdy się urodziłaś, nie był to
dobry czas dla żadnego z nas, rodzice dali cię mi w opiekę. Kilka lat później
twoje wilcze „ja” zaczęło się odzywać, wtedy też zdecydowaliśmy.
- Ale jak zrzucić urok? – zapytałam po kilku minutach
kompletnej ciszy. Nim to wszystko mnie dotarło minęło sporo czasu, ale nie
mogłam głowić się nad tym co było. Ważniejsze jest to o będzie.
- Nie wiem – dziadek pobladł na twarzy – Tylko Daisy wie,
ale ona… Musisz iść w miejsce, gdzie lubiła ci czytać. Pamiętasz?
- Tak… Stara wierzba. Oczywiście, że pamiętam – westchnęłam.
- Tam została pochowana. Może i by ci się udało. Gdybyś do
niej poszła i poprosiła o widzenie… To nie jest niemożliwe – mówił niemal sam
do siebie, a gdy wstał miał determinację wypisaną na twarzy – Tak… Musimy to
naprawić.
Nie wiem dlaczego, ale byłam podekscytowana myślą o ponownym
spotkaniu Daisy. Kiwnęłam, więc głową na znak zgody i od razu ruszyłam po buty
i marynarkę, po których założeniu byłam już gotowa do wyjścia.
- Idę dziadku! – zawołałam, otwierając już drzwi.
- Czekaj. Idę tobą! –
usłyszałam głos Mike’a, który chwile później stał już przy mnie.
- Nie… Idę sama Mike. Ty zostajesz tutaj – rzuciłam i nie
czekając na jego reakcję wyszłam.
****
Stanęłam przed niewielkim nagrobkiem, znajdującym się przed
ogromnym pniem drzewa, dodatkowo zasłoniętym liściastą kopułą, którą tworzyły
giętkie gałęzie drzewa. Będąc w środku nie musiałam się bać tego, że ktoś mnie
zobaczy, ponieważ korona była tak gęsta, że nic nie było przez nią widać.
Uklękłam przed marmurową płytą i w myślach zaczęłam prosić
druga z babć o pomoc.
- Proszę, proszę… Tylko ty możesz odpowiedzieć na moje
pytania – powtórzyłam na głos, dalej wpatrując się w nagrobek.
Proszę… Proszę….
Proszę… błagałam dalej, ale nic się nie działo. Nadal byłam sama, mówiąc do
zimnego, marmurowego kawałka płyty.
Westchnęłam z rezygnacją i gdy miałam już wstać i odejść
licie drzewa zaszeleściły niespokojnie.
- Babciu? To ty? – zapytałam z nadzieją, rozglądając się
dookoła.
- Hespe… – dźwięczny głos staruszki rozbrzmiał w mej głowie,
niczym kojący balsam.
- Tak.. To ja babciu. Ja muszę wiedzieć… Muszę się
dowiedzieć jak zrzucić urok, który na mnie rzuciłaś – moje serce biło jak
szalone, gdy czekałam na jej odpowiedź.
- Hespe… Nic nigdy nie zostaje odebrane na zawsze. Nie co
jest częścią ciebie. Wilk wyrwie się z klatki, gdy nadejdzie właściwa na to
pora. On wyczuje tą chwilę. Uwierz w swojego wilka.
Liście powoli zaczęły ucichać, a ja już wiedziałam, że
babcia odchodzi. Ja jednak jeszcze nie chciałam się z nią żegnać… Musiałam
wiedzieć więcej. Miałam jeszcze tyle pytań.
- Babciu… Proszę. Nie odchodź. Ja nie wiem co robić. Mam
tyle pytań. Kim jest istota którą widzę w koszmarach i na jawie? Dlaczego
nazywa mnie córką i wzywa mnie do siebie. O co chodzi z moim przeznaczeniem.
Moja wizja… Co ona oznacza?
- Powietrze to już nie będzie powietrze, nie odpędzi złych
myśli
Woda to już nie będzie woda, nie ukoi twych zbolałych ran
Ogień to już nie będzie ogień, nie ogrzeje cię
Ziemia to już nie będzie ziemia, nie poniesie cię
Cierpienie to już nie będzie cierpienie, nie wyzbędziesz się
go
Miłość to już nie będzie miłość, nie będziesz już jej pewny
DUCH TO JUŻ NIE BĘDZIE DUCH, NIE OBUDZI CIĘ Z MARTWYCH!!!
Moją głowę wypełniły głosy, które łączymy się z szelestem i
jakby sycząc powtarzały tych kilka wersów w kółko i w kółko.
- Towarzyszki śmierci polują na ciebie. Jesteś końcem, ale i
jednocześnie początkiem. Wszystko ma swą równowagę, która za wszelką cenę
trzeba zachować. Tygrys ci pomoże, będzie nad tobą czuwał. Wszystko się ze sobą
łączy, nie ma przypadków . Idź wyznaczona dla ciebie nie zbłądzisz. Wystrzegaj
się ciemności i jej słodkiego wołania. Miej oczy szeroko otwarte dziecko. Już
wkrótce wszystko się wyjaśni. Bądź czujna, Hesperiato.
I momentalnie wszystko ucichło. Nie było nawet słychać
najdrobniejszego szmeru.
Tylko głucha cisza.
- Babciu? Babciu… - wstałam zrezygnowana, dalej wspominając
słowa kobiety.
Wyszłam spod drzewa i już miałam iść w kierunku domu, gdy
nagle niemal centymetr ode mnie przeleciała smuga światła, która wybuchła przy
zderzeniu drzewem. Odwróciłam się, gwałtownie nabierając
powietrza do płuc. Stały za mną dwie zakapturzone postaci, których śmiech niósł
się echem wśród drzew.
- Więc ty jesteś wnuczką Daisy. Heh… I to dla was, kundli
zrezygnowała z kręgu? Z wiecznej młodości…
Śmiechu warte…
- Kim wy jesteście? – zapytałam drżącym od strachu i złości
głosem.
- Za dużo pytań za mało działań. Ta starucha nadal żyje...
Kundel wiedział co robił, chowając jej truchło tutaj. Nie wydaje wam się, że
jest was zdecydowanie za dużo? Tyle pchlarzy…
Twarz kobiety wykrzywił diabelski uśmiech, a oczy były
wypełnione szaleństwem.
- Erin… Zniszcz tą przeklętą wierzbę – syknęła do drugiej,
która do tej pory stała, bez słowa się we mnie wpatrując.
Gdy uniosła ona swą
dłoń, warknęła.
- Zostawcie drzewo w spokoju – warknęłam, nadal jednak czując strach.
- Bo co? – zaśmiała się pierwsza.
- Bo… bo… - jąkałam się, a ona była coraz bliżej. Stąpała
dumnie, z głową przekrzywiona na bok i tym uśmiechem, który sprawił, ze moje
serce zamierało co kilka sekund na nowo.
- No… Słucham wilczku. Co mi zrobisz? Taka bezsilna istotka
jak ty…
Moje mięśnie napięły się gdy dzieliło nas już tylko
kilkadziesiąt centymetrów. Z tej odległości widziała jej twarz w pełnej
okazałości. Była to kobieta o ostrych, surowych rysach twarzy i oczach
wypełnionych odrazą i palącym obłędem.
Pierwszy raz w sowim życiu miałam ochotę kogoś uderzyć. Na
początku nie poddałam się tej sile, ale gdy z jej ust wypłynęły kolejne słowa,
obelgi kierowane w stronę babci i dziadka, zaczęłam gotować się od środka.
Ziemia pode mną zatrzęsła się, pękając tu i ówdzie. Z tych szczelin zaczęła
wypływać woda, która chwilę później zawisła w powietrzu, przekształcając się w
długie bicze.
- Oooo… A jednak coś potrafisz – syknęła z uśmiechem i wtedy
się zaczęło.
Woda oplotła najpierw jej kostki, a później zaczęła piąć się
do góry. Ta jednak nie dawała za wygraną i jak gdyby nigdy nic rozcięła wodne
pnącza, które opadły z głuchym pluskiem na ziemię.
- Tylko tyle potrafisz, psie? – zarechotała i razem z drugą
wiedźmą zaczęła bombardować mnie dziwnymi świecącymi kulami.
Później moje nogi związały pnącza, które uniemożliwiły mi
ucieczkę, ale ja się nie dałam i za wszelką cenę próbowałam się wyrwać.
Gdy ja bezskutecznie próbowałam rozerwać roślinę, jedna z
nich podeszła do gałęzi wierzby, które pod jej dotykiem zaczęły płonąć.
- Nie – szepnęłam, jeszcze bardziej się szarpiąc – Nie!!!
Po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy, a skóra stała
się niebywale zimna.
- Zostawcie moją babcię w spokoju! – wrzasnęłam i od tak
rozerwałam więzy. Stanęłam przed starszą z nich i warknęłam.
- Moja babcia….
Niespodziewanie moje kości zaczęły się łamać, sprawiając mi
tym ogromny, przeszywający ból. Dopiero gdy uniosłam oczy do góry zobaczyłam
triumfalny wyraz twarzy czarownicy, która coraz bardziej zaciskała, wyciągniętą
w mą stronę dłoń w pięść.
- Pomocy… Kilmeny….
Pomocy
Moje policzki były już
całe mokre od łez, a ból był nie do zniesienia, ale nie mogłam się
poddać. Wykrzesałam z siebie resztki energii i już niemal całkowicie zamroczona
przez cierpienie jakie odczuwałam zamknęłam oczy i zaczęłam myśleć o swojej
wilczej postaci. O puszystym ogonie, uszach, Wyczulonym słuchu i węchu, o
wszystkim tym co zostało mi odebrane.
Niespodziewanie moje ciało przeszył nowy ból, ten jednak
przeszywał mnie dogłębnie, zostawiając po sobie lodowate zimno. Poczułam się
tak jakby pokryła mnie jakaś zimna, aksamitna płachta.
Gdy ponownie otworzyłam oczy i spojrzałam na dłonie
oniemiałam. Pokryte były czymś jednocześnie przezroczystym i mlecznobiałym,
miękkim i zimnym. Jakby duszą. Oczy miałam lodowato błękitne, skórę bladą, a
włosy rozwiane. Wrzasnęłam głucho, a później zaczęłam mówić wdzięcznym głosem.
Dopiero po chwili odzyskałam świadomość.
Wtedy też skierowałam całą swą nabytą siłę na młodszą z
wiedźm, która nadal stała przy wierzbie, która nadal powolnie się spalała.
- Kil… Szybko… Nie
wytrzymam zbyt długo – rzuciłam gorączkowo, dalej kierując moc w stronę
czarownicy.
No i nie wiem, co napisać. Mam wrażenie, że "fajne" itp. to zbyt zwyczajne słowa, by opisać moje wrażenia podczas czytania tego opowiadania. Powiem ci, że mi się cholernie podobało. Mówię o treści, bo znalazłam kilka błędów interpunkcyjnych i w paru miejscach zjadło ci słowa, ale nie jest tragicznie XD Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się kolejne opo, bo nie mogę się doczekać ciągu dalszego :3
OdpowiedzUsuńBłędy zobaczyłam dopiero po opublikowaniu :/ co do Twych słów, bardzo Ci za nie dziękuję <3
OdpowiedzUsuńAch uwielbiam ten dreszczyk emocji ;) (od pewnego momentu co chwila przechodziły mnie ciarki xD) Jakoś tak wyszło ,że nie mogłem sie oderwać od czytania do samego końca, świetne opo i choć nie bardzo jestem w temacie twojej przeszłości, to bardzo mi sie spodobało i będe dalej śledzić twoją twórczość ^^
OdpowiedzUsuńA najlepiej chyba wyobraziłem se twarz tej młodzszej czarownicy i głosów w twojej głowie... ale wgl super wszystko xDD nwm co jeszcze dodać
//Shazzy