piątek, 8 stycznia 2016

(Wataha Ognia) od Arii

Siedziałam na  czarnej skórzanej kanapie, po środku wielkiego salonu, ze zwieszonymi rękoma. Czekanie na Dastiana było męczarnią, a każda kolejna minuta dłużyła się w nieskończoność, co sprawiało mi niemałą przykrość.
W końcu postanowiłam, że nie będę siedziała bezczynnie i gdy tylko się ubrałam, wyszłam z mieszkania, od razu kierując się w stronę jednego z salonów należących do brata, gdzie poznałam przemiłą młodą Michel, tamtejszą kasjerkę i kilka innych pracownic.
Z entuzjazmem zaczęłam im pomagać, po to aby zająć czymś nie tylko ręce, ale również swoje myśli, które nieznośnie krążyły w około postaci pewnego nieznośnego, młodego wampira.
Po drugiej z kolei godzinie niezbyt ciężkiej pracy – to znaczy polecania produktów  - rozejrzałam się dookoła, aby już kolejny raz poszukać potencjalnych nabywców produktów, gdy nagle moim oczom ukazał się średniego wzrostu blondyn o azjatyckich rysach i zacięciu wymalowanym na twarzy.  Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, który poszerzył się, gdy tylko poczułam znajomy zapach piżma i specyficzną woń naszej watahy.  
- Pomóc ci w czymś?-  szepnęłam wprost do jego ucha, z zaciekawieniem przyglądając się reakcji wilka, na którego twarzy po chwili pojawił się uśmiech. 
-Czym różni się to...- wskazał na jeden z peelingów, po czym podniósł kolejny - ...od tego? Bo już całkowicie nie ogarniam.
- Hmmm… Wydaje mi się, że, no wiesz, ten jest do twarzy, a ten do włosów.- uśmiechnęłam się przyjaźnie - Pierwszy raz robisz tego typu zakupy?
- Może tak.- odchrząknął blondyn.- A przynajmniej pierwszy raz atakuje mnie tak wiele rodzajów tego typu kosmetyków. Bo na prawdę... Nawet nie sądziłem, że można tyle zapachów na peelingi wymyślić, a co dopiero jeszcze jakieś dziwne, zróżnicowane działania, i teraz to już kompletnie nie wiem co ja mam wziąć.- zaczął tłumaczyć, wzruszając przy tym ramionami - Jakoś mój chłopak postanowił uciec do innej połowy sklepu i... Jak dotąd nie wrócił by mi pomóc.- uniósł oczy do góry.- Skaranie boskie z tym chłopakiem.
Popatrzyłam na niego, powstrzymując się od chichotu, które omal nie wyrwał się z mych ust.
- Ymmm – rozmyślałam przez chwilę nad rozwiązaniem, aż w końcu wymyśliłam - Więc ... Może pomogę ci dobrać odpowiednie kosmetyki, co ty na to?
- Dzięki, taka pomoc może mi być potrzebna – odparł chłopak z ulgą w głosie,  odstawiając pomarańczowy peeling na półkę.
- Ok.- uśmiechnęłam się jeszcze szerzej - Więc tak... To potrzebny ci peeling do włosów czy do twarzy?- przechyliłam głowę na bok, nie kryjąc uśmiechu, który nie chciał zejść mi z ust.
- Może skupmy się na tym drugim. Tak.
- Skoro tak mówisz. Masz problemu ze swędzeniem skóry głowy, łupieżem, czy z przetłuszczaniem?
Przyglądałam się mu chwilę czekając na odpowiedź, gdy nagle podszedł do nas pewien poruszony czymś chłopak. Czy to nie chłopak, o którym mówił blondyn? Słodki.
- Ivalio! Ty weź, wiesz co ja tu znalazłem?
- Nie, nie mam pojęcia.
- Więc... O.- chłopak zatrzymał się w pół kroku, po czym zwrócił się w mą stronę.- Cześć, jestem Nezi. A ty to kto?
- Aria.- odparłam krótko, uśmiechając się nadal szeroko.
- Miło poznać. Więc Ivo, normalnie nie sądziłem, że to powiem, ale musisz mnie tu powąchać!-
- No, ładne perfumy.
- Genialne, nie ładne, idealnie będą do ciebie pasować. Musimy je kupić.
- Czekaj, czekaj. Wybieramy z Arią peelingi.
- Uchrrr. Już sobie jakąś znalazłeś? Wstydź się.
- Daj spokój. Zaraz tam pójdziemy. Tylko...- blondyn popatrzył na mnie z wyraźnym zakłopotaniem - Tak trochę głupio zawracać Arii głowę, a potem nie korzystać z jej pomocy...
- Więc jednak nie umiałeś wybrać odpowiedniego szamponu. A mówiłem, żeby zaciągnąć tu jutro Sol, a dzisiaj tylko kupić nam ubrania? 
- Czyli... Zamierzacie później pochodzić po galerii?- zapytałam po dość długiej ciszy, nie do końca pewna tego, czy powinnam się w tej chwili odzywać.
- Tak, zamierzam załatwić Ivalio jakiś fajny zestaw do ubrania – Nezi uśmiechnął się chytrze - A może poszłabyś z nami? No chyba, że nie masz czasu. Z twoją pomocą Ivo mi się nie wywinie z tych wszystkich przymiarek.
Popatrzyłam na tę dwójkę z ukosa
- Pewnie i tak bym ci się nie wywinął.- westchnięcie Ivalio sprawiło, że zechciałam mu pomóc, doszłam więc do wniosku, że czemu nie, i tak nie miałam zbyt dużo do zrobienia.

*****
- A może to? – usłyszałam za sobą rozweselony głos Neziego, który z iście szatańskim uśmieszkiem pokazał nam już dziesiąty z kolei zestaw, na którego widok zmęczony blondyn aż westchnął.
- Wiesz, że możesz coś wybrać i szybko to zakończyć – zagaiłam do Ivalio, którego mina zdradzała niechęć do dalszego chodzenia po sklepach.
- Wierz mi… Najlepiej to przeczekać – sapnął, na tyle głośno abym usłyszała i równocześnie na tyle cicho, aby nie dotarło to do uszu ciemnowłosego.
- Ale ty się tu zamęczysz – rzuciłam do azjaty, po czym odwróciłam się do drugiego z chłopaków  - Nezi… Ostatnie trzy zestawy były najlepsze. Osobiście uważam, że Ivalio najlepiej wygląda w numerze 2.
- Tak myślisz? – zastanowił się na mymi słowami, po czym zerknął na stojącego za mną blondyna – Może i masz rację.
- Pewnie, że mam… Wierz mi… Wyglądał naprawdę bardzo dobrze w dwójce – odparłam, kiedy ten na nowo zaczął mieć wątpliwości – Chodźmy do kasy.
Złapałam chłopaka za rękę i niemal siłą zaprowadziłam go do kasjerki, która z wymuszonym uśmiechem zaczęła kasować ubrania.
****
- Nezi… Naprawdę dobrze wybraliśmy – skwitowałam, po czym puściłam oczko zadowolonemu Ivalio.
Odkąd wyszliśmy ze sklepu, nie było minuty w której ciemnowłosy by nie myślał nad trafnością wyboru, co z jednej strony było dziwne, z drugiej jednak dodawało mu słodyczy.
- Może zjemy coś słodkiego i napijemy się kawy? – zaproponowałam, gdy tylko moim oczom ukazała się przyjemnie wyglądająca kawiarnia, z czerwonymi kotarami w oknach i z iście wiktoriańskim wystrojem.
- Jestem za… – blonwłosy wilk klasnął w ręce i ruszył w stronę budynku, a ja wraz z Nezim poszliśmy za nim.
Po dwóch godzinach miłej rozmowy i konsumowaniu łakoci przyszedł czas na powrót do domu. Nigdy nie byłam tak rozdarta jak teraz, gdyż sama nie wiedziałam w którą stronę mam iść, do mieszkania Dastiana, czy wraz z dwójką nie tak niedawno poznanych towarzyszy.
- Idziesz z nami? – głosy wilków wyrwały mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam się do nich ciepło i kiwnęłam głową na znak zgody poprawiając przy tym włosy dłonią.
- Idziemy.
Szliśmy w ciszy, tylko od czasu do czasu rzucając jakieś śmieszne uwagi. Przez cały czas Ivalio i Nezumi mieli splecione dłonie, co w ogóle mi nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie wydało się przesłodkie.
Uśmiechnęłam się pod nosem i bez zbędnych słów weszłam do domu wampirów, w którym zatrzymała się nasza wataha.
- To my idziemy do siebie – rzucił wesoło ciemnowłosy, zaciągając swojego chłopaka w stronę pokoju. Jedyne co zdążyłam zrobić wraz z Ivalio, to pomachać  sobie na pożegnanie.
Z niemałą radością weszłam w głąb salonu i nucąc sobie coś pod nosem podeszłam do kuchni.  Niespodziewanie tuż obok mnie pojawił się Nataniel, którego twarz wykrzywiona była troską i delikatnym zmęczeniem.
- Nat… Co się dzieje? – zapytałam i podeszłam do chłopaka, który nawet mnie nie zauważył. Ten wzdrygnął się i dopiero po chwili odwrócił w mą stronę twarz.
- Faith… Ona źle się czuje. Już kolejny dzień… Miałem przynieść jej szklankę wody, ale czułem, że chce być sama, więc zostawiłem ją pod drzwiami jej pokoju. Od tamtej pory jej już nie widziałem.  – westchnął – Dodatkowo bardzo martwię się o Hespe… Nie ma telefonu, więc nie mogę się z nią skontaktować, a jej i Kilmeny nadal nie ma.
Blondyn złapał się za głowę i zachwiał się na nogach.
- Coś się zbliża… Czuję to.
- Nataniel… Weź się w garść. Ty tu jesteś facetem – zagaiłam, gdy tylko pomogłam mu dojść do kanapy i na niej usiąść.
- To nie jest dobry czas dla żadnego z nas. Każdy boi się tego co też ci na górze wymyślą. Wielu boi się o swoje rodziny. To normalne w naszej sytuacji, ale to nie znaczy że od razu stanie się coś okropnego.
Mimowolnie dotknęłam jego policzka dłonią.
- Przestań się martwić – rzuciłam ponownie i po chwili wahania przytuliłam go. – Nie lubię, gdy moi przyjaciele się smucą…. Już wiem.
Podniosłam na niego wzrok z ogromnym uśmiechem wypisanym na twarzy. - Może wyjdziemy na spacer? Odetchniemy oboje. Co ty na to?
- Jestem zdecydowanie za – odparł z lekką dozą entuzjazmu, co mnie nie mało uradowało.
- To ja pójdę po coś do zarzucenia na ramiona… Mimo wszystko może się później ochłodzić.
- Twoim żywiołem jest ogień… Czy nie powinno ci być zawsze ciepło?
- Trzeba zachować chodź pozory normalności, prawda? – uśmiechnęłam się ciepło i już kilka sekund później stanęłam po środku swojego pokoju.
Od razu przeszłam na swoją połowę i z zacięciem zaczęłam szukać czegoś do okrycia. Nagle poczułam czyjąś obecność, co sprawiło, że moje serce szybciej zabiło.
- Nie uważasz, że nie ładnie jest się tak czaić? – rzuciłam zaczepnie do stojącego za mną wampira, ani na chwile nie przerywając poszukiwań – Dawno mnie nie odwiedzałeś East.
- Byłem zajęty pomaganiem twoim koleżaneczkom, ale jak widać wróciłem. Co prawda nie na długo, za jakiś czas znowu wybywam, ale teraz jestem. Widzę, że mimo mej nieobecności świetnie się bawiłaś... Z tym Azjatą.
- Co to… Czy ty przypadkiem nie jesteś zazdrosny? – odwróciłam się do niego, patrząc mu wyczekująco w oczy. No dalej, dalej…. Mów coś.
- Ja... Zazdrosny? Śnij dalej, mała – Błąd, westchnęłam i wyminęłam go.
- Nie mam teraz czasu na twoje gry… Umówiłam się na spacer z „tym Azjatą” więc jeżeli pozwolisz… - chrząknęłam, aby pokazać mu, że powinien wyjść z mojej sypialni.
- A co jeżeli nie pozwolę? – na jego przystojnej twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech.
- Wiesz co, East? Twoja osoba to jeden wielki worek z pytaniami, na które nigdy nie otrzymam odpowiedzi… Jestem śmieszna… - obrzuciłam go twardym spojrzeniem, które zelżało gdy tylko nasze oczy się spotkały.
Nie chciałam niczego komplikować, ale ktoś musiał coś z tym zrobić. Nasza gra już dawno przestała być zabawna, po co się więc oszukiwać.
- Wygrałeś, East – w końcu wyrzuciłam to z siebie  i nie czekając na jego jakąkolwiek reakcję czy odpowiedź, podeszłam do niego i pokryłam jego usta swoimi.
Gdy tylko się od niego odsunęłam,  byłam tak speszona swoim zachowaniem, że bez słowa wyszłam z pokoju i od razu skierowałam się do wyjścia, gdzie czekał uśmiechnięty Nataniel.
- Gotowa? – zapytał, pomagając mi nałożyć na ramiona znalezioną wcześniej przeze mnie kurteczkę.
- Tak… Możemy iść – wybełkotałam – Lepiej już chodźmy…
- Czy coś się stało, Ari?
- Nie nic… Po prostu chodźmy – powiedziałam i pociągnęłam go za  rękę.

*****
- Dlaczego ja to zrobiłam… Zgłupiałam. Co on teraz sobie pomyśli… - bełkotałam bez sensu, nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na idącego obok mnie przyjaciela, który pewnie już dawno uznał mnie za wariatkę.
- O czym ty mówisz? – zapytał zdezorientowany blondyn, po czym złapał mnie za ręce i odwrócił w soją stronę.
- O jednym z wampirów. Ja go… Nie ważne… Po prostu jestem głupia. To wszystko jest głupie.– walnęłam się dwukrotnie wierzchem dłoni w czoło.
- Miłość nie jest głupia, Ario. – westchnął, zakładając kosmyk mych włosów za ucho – Jest trudna do zrozumienia, w wielu przypadkach do zaakceptowania, ale nie jest głupia.
- Miłość? Nie … To nie jest miłość… Nie może być… To tylko gra, głupi gra dwóch drapieżników i tyle.
- To dlaczego tak to przeżywasz… Dlaczego tak bardzo ci zleży? – jego mądre oczy obrzuciły mnie kojącym spojrzeniem.
- Ponieważ…. Nie wiem – odparłam już spokojniej – A ty? Czemu tak bardzo interesujesz się Faith? Dlaczego lubisz droczyć się z Hebi i z nią przebywać? I dlaczego tak bardzo martwisz się o Hespe?

1 komentarz:

  1. Bardzo mi się podobało to opowiadanie :) Przyjemnie się je czytało ;3 Super, że Aria odważyła się ukazać Eastowi swoje uczucia. Teraz może się chłopak wykazać lub coś w tym stylu. Oczekuję uścisków i pocałunków, gdy ta wróci, lub gdy wampir ją znajdzie. Co do reszty. W twoim opo wyszło na jaw to jaki tak na prawdę jest Nat ;) Lubi czasem poflirtować z dziewczynami, jest pewny siebie i arogancki, ale gdy przywiąże się do kogoś, staje się słodki i troskliwy. Ufff.... Ale się rozpisałam, a to jeszcze nie koniec. Cieszy mnie również to że Aria zaprzyjaźniła się z kimś więcej niż tylko Nataniel i Hespe, oraz oczywiście East xd
    To chyba tyle. Super opowiadanie... Nowi, idzie Wam coraz lepiej, oby tak dalej ;)

    OdpowiedzUsuń