poniedziałek, 11 stycznia 2016

Od East'a


- Wygrałeś, East.
To po tych dwóch słowach skończył się świat. No dobra, nie skończył, dość dupnie by było, jakby w takim momencie się skończył. Ale na pewno dotarło do mnie wtedy kilka spraw.
Byłem zdziwiony. Na prawdę zdziwiony tym, co się stało. Może dlatego nie popisałem się refleksem i nie przyciągnąłem jej do siebie, by pogłębić pocałunku. A pragnąłem tego jak niczego innego.
Ale ten moment trwał za krótko. Odsunęła się ode mnie i bez słowa wyszła. Odwróciłem się za nią bezwiednie, nie chcąc stracić jej z oczu.
Wygrałem? Nie czułem się jak wygrany.
Po dłuższej chwili walki z samym sobą, bo wciąż czułem wewnętrzny opór przed tym, by przyznać przed samym sobą, że...
Że co? Właśnie. Co?
Kocham ją?
Czy ja...?
Czy ona...?
Zrobiłem parę kroków w stronę, w którą ona ruszyła, by po chwili pobiec. Musiałem ją złapać. Tak. Złapać... i co zrobić?
Rozglądnąłem się niepewnie po holu. Nie było jej tu. Na wieszaku nie wisiał jej płaszcz. Gwałtownym ruchem otworzyłem drzwi wejściowe i przystanąłem z charknięciem. 
Aria szła wzdłuż płotu, otaczającego posesję, trzymając za rękę tego Azjatę.
Zagotowało się we mnie. Przed chwilą mnie pocałowała, a teraz szła na spacer za rączkę z wilkiem? Miałem ochotę za nią pobiec i wyszarpnąć jej rękę z uścisku tego kundla.
Ale nie ruszyłem się.
Nie wiedziałem jedynie, że będę tego tak żałować. Tego, że wtedy NIC nie zrobiłem.

* * *

- Co jest?- Spytałem zgaszonym głosem, siedząc na kanapie w salonie. Mała bawiła się na podłodze klockami. Leżała na brzuchu z krokodylem pod lewą ręką i układała z drewnianych elementów fortecę wokół siebie. Kątem oka widziałem jak jej drobne nóżki poruszają się raz za razem w powietrzu.
- Nie twoja sprawa.- Rzucił North, zataczając kolejne nerwowe kółko wokół kanapy, na której siedziałem. Nawet mnie to nie irytowało. Czekałem ciągle na powrót Arii -  początkowe nerwowe oczekiwanie jakiś czas temu przekształciło się w zawód i gorycz. 
Tak długo jej nie było...
- Skoro tak mówisz.- Wyciągnąłem się na kanapie, opierając stopy na bocznym oparciu na przeciwko, a ramiona krzyżując za głową.- Nie powiesz nawet z czym jest związane to twoje podburzenie emocjonalne?
Nie doczekałem się odpowiedzi starszego brata. Od początku nie tolerował mojej obecności.
- Daj spokój. Możesz mi powiedzieć, zamiast wciąż wgapiać w swojego cudownego iphona. - Mruknąłem, spoglądając w stronę bawiącej się dziewczynki. Właśnie w skupieniu czołgała się pod zbudowanym mostem, najwidoczniej starając się go nie rozwalić.
- Nagle tak bardzo jesteś zainteresowany naszymi problemami?- Rzucił sarkastycznie, zastygając nienaturalnie w miejscu.
- Nie wiedziałem nawet, że mamy jakieś problemy.- Wbiłem w niego wzrok, niezadowolony kierunkiem, który nabrała ta rozmowa.
- Właśnie. Nie wiesz nawet, że coś jest  na rzeczy. Ani teraz. Ani wtedy.- Syknął z płomieniem złości, a może bólu w oczach?
- Wtedy? Znowu nawiązujesz do tego feralnego pogrzebu?- Mięśnie ramion mi się napięły.
- Feralnego? Feralny to on był przez Ciebie. I to tylko dlatego, że jesteś tchórzem, East.  Egoistycznym dupkiem, który ucieka nawet przed swoją rodziną! Obniosłeś się swoim bólem i nie spojrzałeś nawet na to, że inni też cierpią! Nie masz pojęcia jak się wtedy czuliśmy, ale i tak to ty byłeś tym najbardziej zranionym, tak? Bo co? Bo każdy musi o wielkiego Easta się martwić? Bo wielki East potrzebuje miłości? Jesteś gorszym bachorem od Wendy, a nienawidzę bachorów. Nie trawię cię, nawet mimo, że niestety jesteś moim bratem.
- To już wszystko co do mnie masz?- Spytałem spokojnie, zastanawiając się przelotnie czy Wi nic się nie stało, gdy klocki na nią spadły. Mała aktualnie wodziła wzrokiem ode mnie do mojego brata. Wyglądała jak zbite szczenię. Nie powinna tu być.
- Wujek mnie nienawidzi...-Powtórzyła cicho, gdy zadawałem swoje pytanie. Serce się krajało.
- Oczywiście, że nie. Mam do powiedzenia o wiele więcej.- North otworzył i zamknął pięść. Poza tym ciągle trwał w miejscu, przy oknie. Nieruchomy niczym posąg.
- Jasne, braciszku. Przepraszałem cię już za tamto. To już przeszłość. O co chodzi?- Ruchem brody wskazałem na jego telefon, tkwiący wciąż w jego dłoni.
- Lily była w szpitalu.
- Szpitalu?- Uniosłem do góry brew. Obserwowałem w skupieniu, jak North wzdycha i podchodzi do kanapy, na której siedziałem, a następnie spycha moje nogi z oparcia i siada na zwolnionym w ten sposób miejscu.
- Tak. W Mike O'Callaghan Federal Medical Center. 
- Aaaaaa. Tym.- Pokiwałem głową, mimo że kompletnie nie wiedziałem gdzie to jest.- I co z tym szpitalem nie tak? Aż tak cię wzburzył, więc musiałeś wydeptać dziurę w naszym salonie, bo... 
Nie dokończyłem widząc wrogie spojrzenie brata. No tak. To, że osiągnęliśmy jakiś względny kompromis, nie oznacza, że nagle zaczął mnie całkowicie tolerować.
Odchrząknąłem.
- Spoko. Mów dalej, nie będę przerywał. Tylko daj mi chwilę. Wendy, wujek cię wcale nie nienawidzi. Był zdenerwowany na mnie, nie na ciebie, słonko. Możesz wrócić do układania swojego miasta. Bez tego pięknego wiaduktu nie będziesz mu mogła nadać nazwy.- Pokiwałem głową.
Mała spojrzała w naszym kierunku mokrymi oczyma.
- Ale wujcio już nie jest na ciebie zły? Jest?
- Nie, Wi, nie jest. Tak myślę, że na razie mi odpuścił. Ale nie mów mu tego, bo wiesz, to tajemnica.-Zignorowałem wzrok brata typu "Serio, kołku, uważasz że tego nie słyszę?".
- A przytuli mnie wujek?- Pociągnęła żałośnie nosem.
- Tak, pewnie przytuli. Ale najpierw skończ budowę miasta, dobrze?
Mała pokiwała głową i znowu zaczęła się bawić.
- Nie przytulę jej.- North mruknął cicho.
- Chcesz żeby znowu zaczęła ryczeć? Mów lepiej o co chodzi z tym szpitalem...
- Dwa wilcze truchła.- North potarł dwoma palcami skronie.- Lily musiała się tym zająć. West z kolei powiadomił mnie, że reszta wilków zniknęła.  A miał je na oku razem z Megan.
- Jak to zniknęła?- Pochyliłem się do przodu zaniepokojony. Aria? A co z Arią?- Uciekli z miasta?
- Zabijając uprzednio dwoje swoich alf?  Nie bądź śmieszny.
- To co się stało?
- Właśnie próbuję to ustalić, ale nie mogę się dodzwonić do Faith. Po cholerę im te telefony, jak żadne z nich nie odbiera?- Warknął gniewnie.
- Może trzeba ich poszukać?- Rozległ się nagle cichy, łagodny głos Cassie, która kilka dni wcześniej przyjechała z Chicago, żeby pobyć trochę z przyrodnimi siostrami.
- I w razie czego zabawić się w superbohaterów i ich odbić? Czy co tam się robi jak ci zgraja psów ginie... Jedzie do schroniska?
- Jeśli przy tym narazimy nasz klan na wybicie to nie.- Starszy brat uciął twardo moje rozważania .

* * *

- Gdzie jest moja siostra, pijawo..?- W ciemności rozległ się gniewny warkot. Niesamowicie niskie tony przeszywały mnie na wskroś. Doprawdy nieprzyjemne uczucie. Drażniące. Prowokujące do ataku.
Stałem na wysokiej jakości, jasnych panelach w penthaous'ie otulonym mrokiem. To tu przez jakiś czas była Aria... Do tego miejsca dotarłem za jej ulotnym zapachem.
- Mógłbym zadać podobne pytanie. Gdzie jest moja Aria?- Syknąłem gniewnie, stojąc w lekkim rozkroku na ugiętych nogach. By w razie czego móc uskoczyć.  
- Twoja Aria?- Ciemność przeszył suchy śmiech.- Bardzo zabawne, wampirku.
- Niestety nie jest zabawne. Swoją drogą nie wiedziałem, że Ari ma brata.
- Tak, zabawne. Ja też nie wiedziałem, że moja siostra ma wampirka na utrzymaniu.- Mierzyliśmy się wzrokiem. Ja i ten obcy o rysach zbliżonych do jej. Wpatrywaliśmy się w siebie niczym dwa drapieżniki, niepewne tego, czy opłaca im się na siebie rzucić. Bo może lepiej by było najpierw wymienić się paroma informacjami?
- Czyli nie wiesz gdzie jest? 

1 komentarz:

  1. Super opo.
    Obyś odnalazł Arię i od razu mówię, że trzymam za Was kciuki :3 kocham Was i to co między Wami jest ;) nie Zniszczcie tego ;*

    OdpowiedzUsuń