piątek, 11 września 2015

(Wataha Wody) od Ivalio

 Zatrzymaliśmy się w kotlince, w której przepływający strumyk utworzył płytki staw. Otaczające nas drzewa i ziemia porośnięta była mchem, przez który gdzieniegdzie przebijała się wysoka trawa i polne kwiaty.
- Całkiem urocze to miejsce.- Stwierdziłem, rozglądając się dookoła. Na dobrą sprawę od kilku ostatnich dni z moich ust wydobywał się tylko taki bezsensowny bełkot. Mówiłem wszystko, co ślina przyniosła mi na język, byleby tylko Sol nie pogrążała się w ponurej ciszy, sprzyjającej snuciu czarnych scenariuszy na przyszłość.
 Kopnąłem lekko żółty kwiatostan rośliny podobnej do dzwonka, która swoją drogą idealnie komponowała się z otoczeniem.
 Automatycznie porównywałem to miejsce z jaskinią, w której mnie przetrzymywano. Skrzywiłem się, zdając sobie sprawę, że już nawet las zapewniłby mi o wiele lepsze warunki do przetrwania, a już zapewne do normalniejszego i lepszego życia - choć nie wiem czy można to tak nazwać.
- Yhym.- W pomruku siostry nie było słuchać jakiegokolwiek entuzjazmu. Wydawała się być nieświadoma moich myśli. Hmmm. Ciekawe. Nawet nie podniosła głowy, co pokazywało jak bardzo było zmęczona. Byłem na tyle wyrodnym bratem, że nawet nie byłem wstanie wygospodarować jej godzin na pełnowartościowy sen. Mój siostrzeniec zdecydowanie się do tego przyczyniał.
 No cóż. Prawa małych bobasów.
 A ja... Nie umiałem karmić piersią.
 Dotąd nawet nie uważałem, że tego typu umiejętność będzie mi potrzebna do szczęścia. Jakże się myliłem.
 Spojrzałem kątem oka na skuloną sylwetkę Sol, siedzącej na jednym z wielkich, powalonych dębów. Jej bladość i jasnozłote włosy sprawiały, że wyraźnie odcinała się od otoczenia.
 Taka krucha na tle tej przytłaczającej zieleni.
 Zdjąłem z ramienia sfatygowany plecak i rzuciłem go koło reszty pakunków, ułożonych koło groteskowo wykrzywionych ku górze, wyrwanych z ziemi korzeni. Wspiąłem się sprawnie na pień i przysiadłem koło Sol, której cała uwaga była skupiona na dziecku.
- Wytrzymasz jeszcze trochę?- Wyszeptałem, jakbym bał się otwarcie rozmawiać o tym, jak małe mamy szanse na dotarcie w jakieś bezpieczne miejsce. Przynajmniej na własnych nogach.
- Nie mamy innego wyboru.
 Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że dzisiaj wyczerpała swój limit. A mimo to jeśli chcieliśmy przeżyć musieliśmy jakimś cudem iść dalej.
 W moim gardle uformowała się gula.
-Sol, Ivo!- Radosny głos przerwał nam tę ponurą, nie prowadzącą do niczego miłego rozmowę.
 Na ten dźwięk moje serce zabiło mocniej. Wyprostowałem się, starając się wyłowić z otaczającego nas gąszczu właściciela głosu.
- Nezi.- Czemu w moim głosie było słychać taką ulgę i rozczulenie? Czemu to było pierwsze słowo, które cisnęło mi się na usta? Powinienem być bardziej opanowany. Przez tyle czasu starałem się nie wspominać przy siostrze o moim partnerze. Nie chciałem by z bólem myślała o Renie.
 Z poczuciem winy odwróciłem wzrok od granatowych pukli chłopaka. Zaraz też pożałowałem tego ruchu.
- Anna?!- Zesztywniałem momentalnie, dostrzegając pewną rudą, chamską, niebezpieczną postać za plecami Nezumiego.
 Co ta cholera tu robiła?!
***
- Pójdziecie przodem z bagażami i przygotujecie ten wasz... pojazd... do drogi. W tym czasie ja, Sol i Ash, będziemy powoli szli w tym kierunku.- Pokazałem północ na mapie rozłożonej na jednym z plecaków.- Znajdziecie tę drogę i stamtąd nas zabierzecie.- Wyjaśniłem plan, pokazując nasz cel (czyli jeden z punkcików, który według mapy oznaczał pole kempingowe). Ten świstek papieru "łaskawie" podarowała mi pijawka, nie skąpiąc przy tym uwag, które miały mnie sprowokować do... Czegoś. Może liczyła na to, że będzie miała pretekst do walki?
 Oczywiście, ku jej zawodowi, odkąd się pojawiła z ogromnym poświęceniem ją ignorowałem, tłumiąc w zarodku chęć zaatakowania jej. Bez przerwy spodziewałem się z jej strony ataku. Tego, że skrzywdzi moich bliskich.
- Nadal nie rozumiem czemu mamy się rozdzielać.- Niezadowolony Nezi wpatrywał się we mnie, czekając na jakieś wyjaśnienia. Z resztą on odkąd wrócił to nie odrywał ode mnie wzroku. Ciągle czekał na jakieś cieplejsze przywitanie, ale... Niestety moje myśli nieustannie kołowały koło rudego indywiduum o za długich kłach. To zdecydowanie irytowało Nezi'ego, który okazywał swoje emocje mrocznym spojrzeniem i ociekającymi jadem odpowiedziami.
- Tak będzie bezpieczniej.- Dla Sol i Asha. Dodałem w myślach. Nie będę musiał ich narażać na za długi kontakt z Anną. A Nezumi jest silny, poradzi sobie z rudą. Zresztą nie zachowywał się wrogo w stosunku do niej, więc...
- Wkurwiasz mnie, Ivo, o co tak na prawdę w tym chodzi?- W głosie chłopaka przebrzmiał głuchy, wilczy warkot. "Czego nie chcesz mi powiedzieć?". Tak brzmiało to niedopowiedziane przez niego pytanie. Musiałem... To zignorować. Tak będzie lepiej.
- Nie możemy iść wszyscy w tym samym kierunku, a już na pewno nie powinniśmy od razu pchać się na drogę, którą tu przyszliśmy. Pokołujemy, zostawimy fałszywe tropy, a potem wsiądziemy do pojazdu od razu przygotowanego do drogi. O co chcę byś zadbał.- Nawet nie spojrzałem w ciemne oczy Nezi'ego, które wściekle migotały zza kurtyny granatowych włosów.
- Ha, a ja to co?- Wampirzyca irytująco się uśmiechała, opierając na biodrze rękę.- Czyżbyś odsyłał swojego kolegę do... Zadbania o mnie?- Uniosła rozbawiona brew, jakby rozmyślała nad tym w  j a k i  sposób zadba o nią Nezumi.
 Zalała mnie fala zazdrości.
 Cholera.
- Tak. Ma zadbać o ciebie i o to, byś nie ściągnęła  p r z y p a d k i e m  jakiegoś niebezpieczeństwa.- "Byś nas z zemsty na mnie nie pozabijała", warknąłem w myślach. Nie zamierzałem nigdzie iść za nią. Kto wie czy nie zaprowadziłaby nas prosto w pułapkę.
 Tak. W ogóle jej nie ufałem. Może po prostu przez okoliczności naszego ostatniego spotkania miałem do niej uraz.
 Zerknąłem niespokojnie na zmęczoną siostrę, przysłuchującej się nam z apatycznym wyrazem twarzy.
- Kurwa, Ivo, nienawidzę jak mnie ignorujesz.- Nezu gwałtownie wstał. Pierwszy raz wściekał się tak na mnie, a ja pierwszy raz zachowywałem się tak,  jakbym miał go gdzieś.- Anno, chodźmy już.- Czemu jego głos złagodniał, gdy mówił do NIEJ?!
***
 Gdy ruszyliśmy z Sol w drogę dość szybko uleciały ze mnie złe emocje. Bez reszty skupiony byłem na chwiejnie poruszającej się siostrze. W każdej chwili byłem gotowy by ją złapać.
 W końcu wyglądała tak, jakby miała zaraz się przewrócić i nigdy nie wstać. Nie żeby co, ale wywołało to u mnie ogromne poczucie winy. Błąkaliśmy się tu, a mogliśmy już być w aucie, z Nezim. Ale nie. Musiałem się popisać moimi uprzedzeniami.
 I wtedy to się zaczęło.
- Wydajesz się być rozdrażniona.- Zauważyłem. Już myślałem, że rzuci czymś typu "To przez ciebie", ale... Zareagowała zupełnie inaczej.
- Ivalio, co to było?- Zapytała przestraszona.
-Ale co?
-Jak to co? Wsłuchaj się, przecież są głośno...
-Sol, wyglądasz jakoś blado... Nie masz gorączki?
-Nie rób ze mnie wariatki! Krzyki, nie słyszysz ich?- Zaczęła nerwowo się rozglądać i... Padła.
- O shit.- Mruknąłem skamieniały z dzieckiem na rękach.- Sol?- Uklęknąłem koło niej.- Sol?!- W moim głosie było słychać coraz większa panikę. Odwróciłem ją na plecy. Mały przyssał mi się w tym czasie do koszuli, wbijając maleńkie paluszki w moje ramię.
 Słysząc cichy szelest, odwróciłem się gwałtownie.
 Mężczyzna w drewnianej, lisiej masce przytknął palec wskazujący do wymalowanych na drewnie ust.
- Szszsz. Spokojnie, chłopcze, bo nie zdążymy.
 Serce biło mi gwałtownie w piersi. Może przez te słowa go nie zaatakowałem tylko zamarłem w bezruchu?
 W oddali dało się słyszeć wilcze wycie.
 Czyżby... Czyżby to byli ci mężczyźni, których Ash pozbawił przytomności?
 Wtuliłem dziecko mocniej w moją pierś.
 Czy ten koleś w masce też był z Rady?
 Zamaskowany mężczyzna znalazł się przede mną, ucinając mój natłok wątpliwości. Delikatnie musnął kciukiem moje czoło.
 Straciłem przytomność. Nawet nie poczułem jak uderzam o ziemię.
***
 Pierwszym, co zobaczyłem po przebudzeniu, były moje znoszone tenisówki. Z jakimś ponurym rozbawieniem poruszyłem małym palcem u nogi, który było widać przez jedną z dziur.
 Wyprostowałem się i rozejrzałem, na wpół oczekując widoku krat, gołych ścian i kubła, mającego służyć za toaletę. O dziwo znajdowałem się w przyjemnie umeblowanym pokoju, ze ścianami w odcieniach błękitu. Z ulgą zauważyłem śpiącą Sol z dzieckiem na dużym, małżeńskim łóżku.
 Roztarłem dłonią obolały kark i wyjrzałem za okno, zastanawiając się czy mogę się czuć bezpieczny, czy raczej mam przygotowywać się do walki wręcz z nieznanym przeciwnikiem.
 By pomóc sobie w podjęciu decyzji, zdjąłem ze stóp buty, wkładając do nich skarpetki, aby ułożyć je pod ścianą. Stanąłem na chłodnej podłodze i na bosaka podszedłem do siostry.
 Pogładziłem dłonią jej policzek, dziękując Bogu za doskonale słyszalny, równy puls, zarówno jej jak i dziecka.
- A to co?
 Wpatrzyłem się z konsternacją w kopertę z wypisanym imieniem Ren'a. Pociągnąłem nosem, ale... Moje zmysły nie działały tak, jak trzeba. Równie dobrze cały pokój mógł zostać opryskany przez skunksy, a ja bym niczego nie zauważył.
 Ostentacyjnie odsunąłem kartkę jak najdalej od Sol, traktując ją jak jadowitego węża. Swoją drogą ciekawe o co z tym wszystkim chodziło...
 Ruszyłem powoli do drzwi, by przekonać się na własnej skórze, czy jesteśmy w niebezpieczeństwie. A przy okazji rozprostować obolałe mięśnie.
***
 Budynek, w którym się znaleźliśmy był... Zimny, pusty i niezwykle pojemny, jeśli chodziło o ilość pomieszczeń.
 Gdy mój nos zaczął jako tako poprawnie działać wyczułem uspokajający wilczy zapach - No cóż, zapach alf zawsze wpływa na mniej dominujące wilki uspokajająco.- W ten sposób dałem sobie spokój z gromadzeniem lodowych igieł pod skórą, za to zająłem się lokalizowaniem kuchni, którą postanowiłem wziąć w posiadanie.
 Jakkolwiek to brzmi, chciałem zrekompensować sobie brak piersi i możliwości posiadania dzieci, a Sol męki podróży. To, że przy robieniu śniadanio-obiado-kolacji wszystko mi się rozmazywało przed oczami to inna, nic nie znacząca sprawa.
 To, co najbardziej mnie zdziwiło podczas procesu powstawania posiłku był fakt, że nikt tu nie przyszedł.
 Hm...
 Po jakimś czasie na znalezionej tacce znajdowały się talerze z grzankami, góra jajecznicy z podsmażaną kiełbaską, szczypiorkiem i pomidorami, oraz miseczka z oliwkami, kubki z herbatą i sztućce. Tak zaopatrzony, wróciłem do Sol - w czym zdecydowanie pomógł mi mój nos.
 Na progu pokoju przywitał mnie płacz dziecka i poddenerwowany, męski głos.
- No już, Ash, nie płacz, proszę, nie.- W głosie Ren'a było tyle paniki i niepewności, że aż stanąłem w drzwiach zszokowany.
 Ren. Niedostępny, władczy, wojowniczy Ren panikujący nad dzieckiem, czerwonym od ciągłego płaczu? Widok warty zapamiętania. Ocieplał trochę jego wizerunek.
- Khm.- Chrząknąłem, i podszedłem do chłopaka.- Może weź go na ręce, co?
 Ren spojrzał na mnie niepewnie, najwidoczniej zapominając o tym, że się nie lubimy.
- Ale...- Widać było, że trudno przychodziło mu wyduszanie z siebie kolejnych słów.- Jak?
 Zamrugałem kilka razy, widząc w jego bezdennych, czarnych źrenicach prośbę o pomoc. Bezwiednie odłożyłem tacę z jedzeniem na stolik przy łóżku. Nie mogłem oderwać od niego zszokowanego spojrzenia.
 Dzisiejszy dzień przejdzie do historii. Zdecydowanie.
 Pochyliłem się nad łóżkiem i wziąłem Ash'a na ręce. Na chwilę postanowiłem nie zwracać uwagi na ciemnowłosego. Kołysałem delikatnie małego aż przestał kwilić i zajął się obślinianiem własnej piąstki.
 Uśmiechnąłem się do Ren'a życzliwie.
- Okay, nie martw się, to nie takie trudne.
 Gdy chłopak wziął Ash'a w objęcia zrobił to z wielką ostrożnością. Na jego twarzy widniał wyraz najwyższego skupienia. Zachowywał się tak, jakby trzymał lalkę z najdelikatniejszej porcelany, która przy mocniejszym uścisku mogłaby rozpaść się na kawałeczki. Miał przy tym wyraz takiego uwielbienia, że poczułem się nie na miejscu.
 Przysiadłem na łóżku, przy śpiącej siostrzyczce i przyglądałem się temu obrazkowi z zafascynowaniem.
- Wyglądają ze sobą tak pięknie.- Koło mnie rozległ się niespodziewanie szept Sol. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się jednym kącikiem ust.
- Zrobiłem nam śniadanie.- Oznajmiłem ni z tego, ni z owego.- Ale chyba powinniście zjeść je sami, co?
(Sol?)

2 komentarze:

  1. No wreszcie! Już nie mogłam się doczekać xd
    Ivo tak słodko zazdrosny o Annę ;3 I... serio? "chciałem zrekompensować sobie brak piersi i możliwości posiadania dzieci" hihi xd
    Ogółem, fajne opo. Wreszcie coś dłuższego do poczytania ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, ja jestem taki zajebisty *-* Kocham swoją postać, ale dość... opowiadanie świetne i... I swietne~ /Zajbisty Nezi

    OdpowiedzUsuń