piątek, 18 września 2015

Od Victorii

Przyjrzałam się równo ułożonemu szkłu, które połyskiwało na blacie baru. Wraz z Samanthą odwaliłyśmy kawał dobrej roboty, ale szef jak zwykle wypominał z dezaprobatą każdą najmniejszą plamkę, czy rysę na kieliszkach i szklankach.
Fuknęłam w myślach, gdy przyłożył długi, smukły palec do jednego z naczyń i wskazał nam rysę dorównującą wielkością bakterii.
- A to? Co to jest? – zapytał z  bestialskim uśmieszkiem, którym zaszczycał nas każdego wieczoru, nim pozwalał nam zamknąć lokal i sam z zadowoleniem i satysfakcją wracał do domu. Przynajmniej tyle dobrego z pracy dla niego. Trochę ponarzeka, ale reszta dnia pozostaje bezproblemowa. Tylko i wyłącznie dzięki temu trzymałam swą irytację na wodzy, bo i tak wiedziałam, że za chwilę blondyn zniknie i do następnego wieczoru nie będę musiał patrzeć na jego twarz.
- Tym razem daje wam ostrzeżenie, ale następnym nie będę już tak wyrozumiały i potrącę wam z pensji za niekompetencję – syknął, ale nie ze złości… O nie. On był zadowolony, w końcu to jego żywioł. Możliwość pomiataniem innych niezmiernie go cieszyła, a mnie było szkoda każdemu kto musi go znosić, włącznie z jego rodziną.
- Niech pan pozdrowi żonę –zawołałam, gdy ten już przechodził przez próg. Uśmiech znikł mu z twarzy, ale nic nie powiedział. Kiwnął tylko głową i wyszedł. Jego żona, była bardzo pogodną i wesołą brunetką, która o dziwo wytrzymała z tym typem już pięć lat i nadal go kocha. Była niesamowita, a rozmowy z nią bardzo lubiłam, gdyż jej mądrość i doświadczenie górowało nad mądrością i doświadczeniem wielu ludzi, których znałam. Bardzo szybko odnalazłam z nią wspólny język.
- Ale idiota… To nie nasza wina… To on skąpi na nowym szkle. Ile to ma lat..? – Sam uniosła jeden z kieliszków i kilkakrotnie obróciła go w dłoni. Miała rację, nie było to nowe naczynie. Nie byłam pewna ile mogło mieć lat, ale na pewno od bardzo dawna nie było wymieniane.
Zaśmiałam się widząc zdeterminowaną minę, gdy dziewczyna szukała jakichkolwiek plamek, czy rys. Słysząc mój śmiech, uniosła oczy i mi zawtórowała.
- Poszedł już… Nie musisz tego robić. I tak nic z tym nie zrobisz – rzuciłam, taszcząc na tyły baru paczkę z nową dostawą alkoholu, którą dostarczono z samego rana.
Powoli zaczęłam wykładać butelki w wyznaczonym dla nich miejscu, pamiętając o podziale, który ułatwiał nam szybkie znajdywanie potrzebnych napojów.
Byłam tak zajęta i skupiona, że nawet nie usłyszałam pełnego podekscytowania głosu przyjaciółki, której zapach świadczył o tym, że najwidoczniej wypatrzyła kolejnego przystojnego chłopaka. Tak.. To na pewno ten zapach. Woni podniecenia nie dało się pomylić z żadną inną.
Nie ciekawiła mnie nowo upatrzona zdobycz blondynki, więc przez dosyć długi czas, nie byłam szczególnie chętna do wyjścia ze spiżarni. Dopiero w momencie w którym usłyszałam myśli Sam, mizdrzącej się i śliniącej do nieznajomego, zrozumiałam kto taki nas odwiedził. North… Zadźwięczało w moich myślach. To imię sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech, a cała dotychczasowa irytacja i złość ulotniła się. On jako jedyny mógł mnie w pełni zrozumieć. Chociaż nie znaliśmy się długo, tylko jeden dzień. Był taki jak ja i to wystarczało. Za długo byłam w tym wszystkim samotna.
Z rozświetloną radością twarzą wyszłam z ukrycia, wzrokiem szukając przyjaciółki i bruneta, jedynego mego pobratymca jakiego znałam.
Stał on w drzwiach, dookoła siebie rozsiewał zimną aurę, ale wzrok chodź obojętny, miał w sobie iskierkę, która przemieniła się w uśmiech, gdy tylko wampir mnie zobaczył.
- Cześć – rzucił, mierząc mnie wzrokiem.
- Witaj – przywitałam się podchodząc do niego i delikatnie i trochę nieśmiało go przytulając. Nie do końca wiedziałam jak mam się zachować, bo nie znałam go dość długo, nie byłam pewna czy mogę mu zaufać, ale też sama świadomość tego, że jest raczej typem osoby, która nie przepada za takimi czułościami, nie ułatwiała sprawy. Mimo wszystko odważyłam się i to zrobiłam. Objęłam go i uśmiechnęłam się ponownie, gdy się od niego odsunęłam, aby znowu móc zobaczyć jego przystojną, wręcz nienaturalnie idealną twarz i przenikliwe oczy w kolorze zgaszonego fioletu.
- Cieszę się, że jesteś … – powiedziałam wesoło, czując ulgę. Po wczorajszym wieczorze myślałam, że uzna mnie raczej za dziwaczkę lub zbyt przymilną osobę, ale jednak przyszedł. Byłam tak zajęta swymi myślami, że dopiero po chwili dostrzegłam małą słodką dziewczynkę, która nawet na sekundę nie odstępowała go na krok.
- A kim jest ta księżniczka? – spytałam, kucając przy blondyneczce, która uśmiechnęła się do mnie niepewnie.
- Na imię mam Wendy – szepnęła niepewnie, uśmiechając się do mnie mimo nieśmiałości.
- Miło mi cię poznać. Ja mam na imię Victoria – przedstawiłam się młodziutkiej wilczycy, uśmiechając się promiennie. Zawsze kochałam dzieci – Masz może ochotę porysować? – zagaiłam, wysuwając do niej rękę. Dziewczynka przytaknęła z entuzjazmem i wsunęła dłoń w moją.
W trójkę podeszliśmy do baru, z którego jednej z szafek wyciągnęłam notesik i kilka kolorowych pisaków, które od razu podałam zadowolonej Wendy.
- Masz i narysuj mi coś ładnego – zaćwierkałam, na co ta przytaknęła żywiołowo głową i z determinacją i skupieniem zaczęła rysować pierwszą linię – Może masz na coś ochotę?
Zwróciłam głowę w stronę North'a, który z delikatnym niesmakiem na twarzy usiadł na krześle znajdującym się po drugiej stronie barku.
- Jesteś wyczulony na zapachy… - zagaiłam sama do siebie, przyglądając się mu.
- A ty tego nie czujesz? – uniósł brew z zaciekawieniem.
- Nie… Zamykam się na niektóre zapachy, bo tak jest łatwiej. Dzięki temu na przykład nie mam uprzedzeń do wilków…. Masz na coś ochotę? - uśmiechnęłam się do niego.
- Nie, dziękuję – powiedział i odwzajemnił uśmiech.
- Ej… Vic, ja już lecę, wszystko jest na twojej głowie – zaćwierkała Sam, która z dziecięcym szczęściem pomachała mi i ze znaczącym uśmiechem pokazała na niczego nieświadomego wampira.
Roześmiałam się na ten widok i jej odmachałam.
Gdy dziewczyna wyszła, obeszłam bar i usiadłam pomiędzy nim a zajętą rysowaniem dziewczynką.
- Jak to robisz? – dopytał, a w jego oczach widać było dziwny błysk.
Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się już kolejny raz tego feralnego wieczoru. Humor, który odebrał mi szef, wrócił do mnie ze zdwojoną siłą.
 - Zamykam umysł… Skupiam się na zapachu, który chcę wyłączyć i tak się dzieje – wyjaśniłam, a moje oczy szkliły się radośnie.
- Nadal czuję – westchnął, gdy tylko wypuścił powietrze z płuc i skrzywił się nieznacznie.
Niczego nie świadome młode nadal żywiołowo kreśliła kształty na kartkach, a my cały czas rozmawialiśmy. Bardzo często się uśmiechał, co w jego przypadku musiało być dosyć trudne. Nie otworzył się przede mną tak, jakbym tego chciała, ale nie winiłam go za to. W końcu widzimy się drugi raz w życiu. Zaśmiałam się, gdy usłyszałam jego opowieść o tym jak się bawił, gdy był młody i zerknęłam na niego. Jego twarz na nowo rozświetliła błogość i czysta ciekawość konwersacją. Był taki zabawny, gdy opowiadał o dzieciństwie.
- Kochasz swoich braci – stwierdziłam, przeciągając się nieco. Moje kości błagały o odpoczynek, a ja już powoli zaczęłam się mu poddawać.
- Tak – odparł spoglądając na mnie. Nastąpiła cisza, ale nie przeszkadzało nam to. Na początku oboje spojrzeliśmy na małą skupioną nad kartką blondynkę, a potem nasze spojrzenia się skrzyżowały.
Po chwili ponownie zerknęłam na małą i westchnęłam.
- Gdzie jej matka? – zapytałam nieśmiało, nie będąc pewną, czy powinnam zadawać to pytanie.
- Nie ma jej – powiedział po krótkiej ciszy, wbijając we mnie wzrok.
- A czy… - zacięłam się. Czy ja naprawdę chciałam go o to spytać? Po co mi to wiedzieć? Za niedługo mam się spotkać z Krisem i nie powinnam być tak zaciekawiona osobą, która przede mną siedziała, ale jednak. Był taki inny, taki…. Taki…. Mroczny? Sama nie wiem, ale gdy rozmawiałam z nim było po prostu miło.  Nie to co przy Krisie. Przy nim nie mogłam być sobą. Musiałam uważać na to, aby zapach jego krwi nie dotarł do mych nozdrzy. Musiałam się pilnować i trzymać go na dystans, chodź bardzo chciałam dopuścić go do siebie chodź trochę bliżej. North był bezpieczny. Był taki jak ja i miałam pewność, że mu nie zrobię krzywdy. Długo myślałam i dobierałam słowa tak, aby nie pokazać ani jemu, ani sobie swego zainteresowania. W końcu uznałam, że cisza i niepewność jest gorsza, więc zapytałam ponownie, tym raz kończąc swą wypowiedź – Kim była dla ciebie i kim ona jest? Nie musisz mówić… Jestem po prostu ciekawa.
Kiwnęłam głową na rozweseloną dziewczynkę, po czym ponownie spojrzałam na bruneta. W moich myślach nie było Krisa, tylko ciekawość. Chciałam wiedzieć, czy kogoś miał lub czy ma. Po prostu.
Nic złego nie robię…


2 komentarze:

  1. Wow...super, czytało mi sie tak lekko i się wczułem.
    Jeszcze nie załapałem kto gdzie jak i dlaczego ,ale podoba mi się to opo ;)
    ~Szazek

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję :3 / Vic

    OdpowiedzUsuń