sobota, 10 października 2015

(Wataha Powietrza) od Arii

Jesteś kimś wyjątkowym…
Wyjątkowa.
Jego słowa rozbrzmiewały w mej głowie, a ja na próżno chciałam je z niej wyrzucić. To przecież niemożliwe, żeby mówił szczerze. Jest to część jego gry w kotka i myszkę, w której centrum się znalazłam. Równie dobrze, mogła to być któraś z pozostałych wilczyc z watahy. Po prostu trafiło na mnie… Myśl o tym, że z pewnością nie jestem pierwszą i ostatnią nie tylko pomagała mi wytrzeźwieć, ale również boleśnie raniła moją pewną, dotąd nienaruszoną część. Właśnie przed chwilą się do tego przyznał, więc dlaczego miałabym mu wierzyć? Byłam sfrustrowana i podirytowana całą tą sytuacją i jego gadaniną. Chciałam mu powiedzieć, co o nim myślę, rzucić mu tym prosto w twarz, żeby wiedział jakim nieświadomym i niczego niekapującym jest dzieciakiem.  Miałam taki zamiar, ale w chwili w której policzkiem dotknął mych włosów zaniemówiłam. Przez całą naszą krótką znajomość mówiliśmy sobie różne rzeczy i robiliśmy bardzo wiele, po to aby zdobyć lub uwieść drugą stronę, ale to…
O takie zachowanie nigdy bym go nie posądziła. Był zadziwiająco czuły, a każdy jego ruch aksamitny. Najpierw dotykając brodą mojej skroni, później zatapiając twarz w zagłębieniu mej szyi.
Co go naszło… Nie rozumiałam go i mimo chęci nie mogłam tego dokonać. Dopóki on się nie otworzy i dopóki mi na to nie pozwoli.  Zostało mi czekać, ale ile to może trwać…
Może i byłam niecierpliwa, ale czy kobiety tak nie mają? Taka jest nasza natura, bez względu na to czy jesteśmy ludźmi, wampirami, czy „kundlami” lub „sukami” - jak kto woli.
-Mówisz to każdej dziewczynie przed zaciągnięciem jej do łóżka? – prychnęłam, powstrzymując drżenie głosu. Nie mogłam pozwolić sobie na odkrycie przed nim swoich niepokojących myśli i emocji – Myślisz, że ja też należę to tego typu zdzir, dających się pukać pierwszemu mężczyźnie, który się nawinie? Dobry żart .
Mimowolnie podrażniłam skórę jego szyi oddechem, nadal starając się uspokoić  kłębiące się w mojej głowie myśli.
- Więc dlaczego się nie śmiejesz? – zaśmiał się. Co on sobie wyobraża? Czy naprawdę uważa mnie za nic? Za pierwszą lepszą chętną zdobycz?
Pewnie nie ja pierwsza miałam ochotę go uderzyć za takie słowa. Przecież to niemożliwe, aby każda wskakiwała mu do łóżka. Aby każda błagała go o towarzystwo i możliwość spełnienia jego pragnień. Co się dzieje z tymi wszystkimi kobietami? Ile musiałoby odpowiedzieć na jego zaloty, żeby jego pewność siebie była aż tak bardzo przytłaczająca. – Nie martw się, nie będę nadużywać twojej gościnności… Chcę się tylko dowiedzieć co cię czyni taką… Wyjątkową.
Jego słowa dotarły do mych uszu dopiero w chwili, gdy już go ze mną nie było. Rozejrzałam się dookoła, ale byłam sama. Sama, podtrzymując rozsuniętą już sukienkę, powstrzymując materiał od osunięcia się z mego ciała.
- Dlaczego to robisz… - szepnęłam ze szczyptą goryczy i niecierpliwości w głosie.
Raz jesteś czuły, jak kochanek. Jednak później na nowo stajesz się drapieżnikiem, zdystansowanym, czającym się w ukryciu.
Ostatecznie postanowiłam, że dzisiaj już nic nie wyprowadzi mnie z równowagi, a jego twarz nie zagości w mojej głowie. Nucąc sobie pod nosem jakąś wymyśloną przeze mnie melodię ruszyłam do łazienki, gdzie ostatecznie zrzuciłam z siebie sukienkę, która w drodze niemal ze mnie spadła.
Weszłam pod strumień i z ulgą spłukałam wszystkie nerwy i całe napięcie.
Gdy wróciłam do pokoju, owinięta ręcznikiem podeszłam do skąpej garderoby i wyjęłam z niej jedyną bluzkę jaką miałam, po czym położyłam się do łóżka, nie zakrywając się kołdrą, ponieważ dzisiejszego wieczoru było mi zadziwiająco ciepło. Czułam się tak jakby ogień buchał w moich żyłach, wypalając od środka dziury moim ciele.
****
Następnego dnia z samego rana, wyszłam z pokoju, od razu kierując się do jedynej mi znanej pijawki, którą był East. Nie byłam zadowolona z tego, ale musiałam, gdyż tylko on mógł mi pomóc.
Stojąc przed drzwiami jego pokoju, poczułam dziwne ukłucie, które od razu zignorowałam. Nieważne co mi wczoraj mówił, nieważne za kogo mnie uważał… Wmawiałam sobie, jednocześnie czując zawód. Po krótkiej chwili namysłu, zapukałam w drzwi, a gdy tylko się one otworzyły, na moich ustach pojawił się pewny uśmiech.
- O, wilczek? – uniósł brew, najpewniej mocno zdziwiony mą wizytą.
- Mam prośbę – rzuciłam, nie zwracając uwagi na uśmiech, który wykwitł na jego twarzy.
- Nie przypominam sobie, abym był wróżką chrzestną, ale dla ciebie zrobię wyjątek, kociaku – puścił do mnie oczko, a ja z trudem powstrzymałam się od chichotu – Wal śmiało.
- Potrzebuję ubrań. Tylko na dzisiaj, ale wątpię, aby którakolwiek z dziewczyn z watahy miała podobny gust do mnie… - powiedziałam.
Wampir zmierzył mnie od stóp do głowy, powoli analizując moje słowa. Chwilę później uśmiechnął się zawadiacko.
- Wiem, kto nam może pomóc, ale ….
- Ale co? Myślałam, że wróżka chrzestna nie żąda niczego w zamian… – zapytałam delikatnie znudzona jego zachowaniem. Spojrzałam na niego i z irytacją zarejestrowałam uśmiech w kącikach jego ust.
Był tak cholernie seksowny... Nawet wtedy, gdy robił wszystko, aby zachęcić mnie do ataku.
- Odwidziało się jej… - zaśmiał się, opierając się plecami o brzeg szafy.
- Więc czego chcesz?
- Kiedyś ci powiem… Jak przyjdzie czas na to, żeby to od ciebie odebrać – rzucił, śmiejąc się do rozpuku. Moja mina musiała być przekomiczna, ale jakoś tak przy nim nie miałam oporów do bycia po prostu sobą i okazywania swoich prawdziwych uczuć.
- Mam się bać? – zagaiłam, mrużąc delikatnie oczy.
- Nie ma czego, wilczku. A teraz chodź…
Tak właśnie poznałam Lily, dziewczynę starszego brata East'a, która na początku zdziwiona prośbą, później okazała się bardzo miłą i przyjazną wampirzycą. Nie wiem jak, ale krwiopijcy udało się przekonać ją, aby użyczyła mi jakieś swoje ubranie.
Po tym wydarzeniu minęło jeszcze kilka dni, które o dziwo minęły bardzo szybko. Prawie wszystkie spędziłam albo na rozmowie z Hespe, albo Natem. Przez cały ten czas czułam obecność Easta, który przyglądał mi się na uboczu. Poznałam również Wendy, małą wilczycę którą przygarnęły wampiry, a która była przesłodkim stworzonkiem pełnym energii i chęci do zabawy.
Pewnego dnia przyszła do mnie Hespe, która oznajmiła, że wyjeżdża na jakiś czas. Zanim się pożegnałyśmy minęło sporo czasu, ale gdy tylko dziewczyna wyszła postanowiłam, że muszę w końcu zaopatrzyć się w jakieś ubrania.
****
Rzędy sklepów w Vegas nie miały końca. W każdym z nim było coś co przykuwało mą uwagę, ale ostatecznie okazywało się zdecydowanie za drogie jak na mą kieszeń. Przechodząc już przez kolejną wąską uliczkę zobaczyłam szyld lombardu. Od razu powędrowałam dłonią na miejsce pomiędzy obojczykami, gdzie spoczywał niewielki wisiorek, który ozdobiony był niewielkimi szkarłatnymi kryształkami.
Wchodząc do budynku poczułam dziwny chłód. Mimo tego mrożącego krew w żyłach uczucia, ruszyłam w stronę okienka, za którym stał niewysokie, siwy mężczyzna, z okrągłymi okularami na nosie i muszką pod szyją.
- W czym mogę pomóc? – zapytał serdecznie się do mnie uśmiechając.
Powolnym, wręcz leniwym i niechętnym ruchem rozpięłam zapięcie naszyjnika i pokazałam go staruszkowi, który z podziwem zaczął oglądać mą biżuterię.
- Wspaniały okaz… XVII wiek. Zachowany w wręcz fantastycznym stanie – mamrotał zachwycony towarem.
- Ile może być wart? – spytałam nie ukrywając smutku.
- Bardzo dużo… bardzo dużo – szepnął – Lepiej to zachowaj.
- Potrzebuję pieniędzy… – odparłam patrząc się prosto w oczy mężczyzny.
- Radzę ci go zatrzymać – rzucił zagadkowo się na mnie patrząc. Zadrżałam widząc jego determinację. On wręcz błagał, abym zatrzymała wisiorek -  Za pewno masz coś mniej wartościowego, kochanie. Coś co będzie ci mniej szkoda oddać. Coś co nie jest pamiątką rodzinną.
- Skąd pan wiedział?
- Mam oko do takich rzeczy – zaśmiał się – Więc, jak?
Pierwszy raz od ucieczki z siedziby Rady spojrzałam na dłoń, na której palcu widniał złoty, drobny pierścionek, z średniej wielkości rubinem na środku. Pierścionek zaręczynowy od Avenal’a.
- Tak… Mam coś takiego – niemal wyrzuciłam z siebie, ściągając go i od raz podając starcowi.
- Równie stare i cenne, ale widzę, że pozbycie się tego przyniesie ci ulgę. Jestem skłonny sporo ci zapłacić za ten pierścień.
- Nie ważne ile… Potrzebne mi pieniądze, a pozbycie się go będzie bonusem. Byłabym głupia, gdybym z niego zrezygnowała.
- Więc ubiliśmy interes.
- Na to wygląda – uśmiechnęłam się promiennie.
****
Po udanych zakupach poczułam się wykończona i głodna jak nigdy, więc weszłam do pierwszej lepszej restauracji, w której zamówiłam spaghetti i szklankę niegazowanej wody mineralnej.
- Przepraszam… Czy mogę się dosiąść? – usłyszałam, a gdy uniosłam głowę zobaczyłam wpatrzoną we mnie parę ciepłych oczu, wysokiego, brązowowłosego, młodego mężczyzny, którego twarz rozświetlał uśmiech.
- No nie wiem… - odparłam, przyglądając się nieznajomemu z rezerwą.

(Dastian? Braciszku kochany, czas się spotkać, nie uważasz? )


4 komentarze:

  1. Masz racje Ario, przydałoby się ten nasz romans jakoś ciekawie dopełnić. Ładne opo. / East

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem podobnego zdania... I tak kiedyś przyjdzie czas na to, aby się określić.
    Dziękuję :* / Aria

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh... I teraz muszę się nieco wysilić... Ale dobra, nie będę narzekał. W sumie to zastanawiałem się, jak to zrobić, żebyśmy się spotkali, a tu proszę, sama wyszłaś z inicjatywą. Dzięki ;p / Dastian

    OdpowiedzUsuń
  4. Arcia jak ja kocham twoje opo! Tak bardzo rozumiem co czujesz...no kurde i wciągaaa...czekam na ciąg dalszy wydażeń, supi opo ;)) (wróżka chrzestna East pfff mój mózg, wyobraziłem se go w zielonej sukience ze skrzydłami xd)
    ~ Shazzy

    OdpowiedzUsuń