- Nie
powinieneś był przyprowadzać obcych – warknąłem w myślach, kierując je
wprost do głowy niedawno odnalezionego braciszka.
- Nie sprawi problemów
– zapewniał żarliwie Uki. Przewróciłem oczami, patrząc wprost na niego.
- Jakąś chwilę temu
niemal rzuciła się mi do gardła – powiedziałem ze spokojem. Nie chciałem
się kłócić z młodym, a tym bardziej z jego nową koleżanką – Niczego nie obiecuję,
młody. Nie mam tu zbyt wielkich przywilejów.
- Dziękuję, bracie –
jego twarz rozświetliła się nieznacznie, a usta wykrzywiły się w uśmiechu, a ja
poszedłem w stronę wilkołaczego skrzydła, w którym odnalazłem poszukiwaną
waderę.
Po usłyszeniu cichego zaproszenia, wszedłem do jej pokoju,
który dzieliła z Alfą Wody. Ona leżała na łóżku, a wcześniej wspomniany samiec
stał przy oknie, patrząc się na nią tak, jakby w każdej chwili miała się potłuc
na małe kawałeczki.
Hebi po wizycie w szpitalu wyglądała na zmarnowaną i przemęczoną, miała delikatnie
podkrążone oczy, a jej uśmiech nie wyglądał tak świetliście jak kiedyś. Nie
była jednak smutna, czy przestraszona. Wydawała się być szczęśliwa. Może
delikatnie zatroskana, ale z pewnością nie zrozpaczona zaistniałą sytuacją.
- Przepraszam, że przeszkadzam, księżniczko – odparłem
ciepło, zbliżając się do niej nieznacznie. Pamiętałem o swym miejscu. Żarty
żartami i zaloty zalotami, ale ta pozycja już na wstępie była stracona.
Dziewczyna miała już swojego księcia, a nie byłem nim ja. I ewidentnie nie spodobał mu się sposób, w jaki zwróciłem się do jego kobiety.
Gdyby złapało mnie
bardziej… Kurwa… Przyjrzałem się jej i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Mam pewną sprawę, ale nie chcę cię zbytnio obciążać –
powiedziałem – Powinnaś wypoczywać, mała.
Puściłem jej oczko i zwróciłem twarz w stronę Ice’a, który wydawał się być poirytowany moją obecnością.
- Mógłbyś…? – zapytałem, powstrzymując się od zaczepki.
- Ja… - powiedział, spoglądając z troską na swoją dziewczynę.
- Idź… Dam radę – szepnęła czarnowłosa, poprawiając się na
łóżku. Chwilę później jej spojrzenie zawisło na mnie.- Dziękuję za troskę, Nat.
- Hebs… Możesz do mnie przyjść z każdą sprawą i w każdej
chwili – rzuciłem z powagą, nie przestając się na nią patrzeć – Oooo… i jeszcze
jedno… Jak nikt nadaję się na wujka.
Zaśmiałem się, rozluźniając tym samym atmosferę. Wadera
uśmiechnęła się promiennie i skinęła na mnie głową. - Do zobaczenia – pożegnałem się z przyjaciółką i wraz z
blondwłosym towarzyszem wyszedłem z pokoju na korytarz, gdzie od razu
przeszedłem do sedna.
- Mamy maleńki problem.
- Jaki znowu problem? – spytał chłopak z lekkim
zrezygnowaniem. Zrobiło mi się go trochę szkoda. Również nie wyglądał
najlepiej.
- Mój braciszek postanowił kogoś przygarnąć, ale oczywiście
powiedziałem, że któraś z Alf musi wyrazić na to zgodę. Więc jestem. –
poinformowałem, na końcu zmuszając się do uśmiechu. Może kiedyś nie będę miał ku temu oporów. Cholera… Co jest? Czy ja na
serio rozmyślam nad możliwością zaprzyjaźnienia się z tym typem?
- Dobrze, że przyszedłeś, zajmę się tym. Dzięki –
powiedział, dotykając dłonią czoła.
Odwróciłem się, chcąc już odejść, ale gdy ponownie
popatrzyłem na dotąd nielubianego przeze mnie Alfę, postanowiłem coś zrobić
ze swoim życiem. Krok pierwszy:
Zakumplować się, lub przynajmniej zacząć tolerować blondaska. Może to nie
będzie, aż tak trudne.
- Ty też powinieneś odpocząć. Ona potrzebuje cię przytomnego– odparłem, klepiąc go w ramię.
No… Mogło być gorzej, pomyślałem
skręcając do swojego pokoju. Od razu podniosłem kopertę, leżącą na łóżku, w
której znajdowały się moje nowe dokumenty.
Pomijając list, który zdążyłem już przeczytać i numeru kąta
bankowego, był tam jeszcze adres właściciela
jakiegoś zakładu. Szybko złożyłem kartkę, włożyłem ją do tylnej kieszeni
spodni i założywszy kurtkę, wyszedłem na miasto.
Dotarcie do punktu docelowego zajęło mi kilka minut.
Stanąłem naprzeciwko budynku, na którym wisiał duży szyld z napisem „Mechanik”. Wahałem się chwilkę, ale i tak w końcu
wszedłem do środka.
Zakład był spory, a prócz samochodów, można było tu znaleźć
wiele różnorakich narzędzi.
- Halo… - zawołałem rozglądając się dookoła. Nagle do mych
uszu dobiegł cichy odgłos kroków.
Chwilę później przede mną stanął dość wysoki, dobrze
zbudowany i młodo wyglądający mężczyzna, usmarowany ciemnym smarem.
- Słucham… - odparł, próbując wytrzeć czoło, co mu się
kompletnie nie udało.
- Dostałem ten adres od znajomego, w sumie nie mam pojęcia
po co…
- A … Ty pewnie jesteś Nataniel – rzucił, wycierając dłonie
o spodnie. – Gabe mówił, że przyjdziesz…
- Gabriel?
- No tak… Szukasz pracy, nie? – zapytał, taksując mnie
wzrokiem – Nadasz się…
- Tak… Właściwie to szukam.
- Więc ją masz… Zaczynasz od jutra – zaklaskał, podając mi
rękę, którą ja z uśmiechem uściskałem.
- Dzięki.
- Tylko się nie spóźnij – zawołał ponownie znikając za
rzędem drogo wyglądających samochodów.
****
Gdy ponownie wszedłem do siedziby wampirów było dość
spokojnie. Ani żywej duszy w salonie wspólnym. Przeszedłem przez sam jego
środek i od razu skierowałem się w stronę mojego pokoju. Na korytarzu było
ciemno, więc byłem zszokowany i nieźle wystraszony, gdy ktoś na mnie wpadł. Po
chwili podniosłem wzrok na gościa, którym okazała się wadera, o jasnej, jakby
mlecznej cerze i niezwykle jasnych blond włosach.
Uśmiechnąłem się do niej delikatnie, odsuwając się w bok.
- Proszę… - odparłem, puszczając ją.
Ta jednak patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, po czym
zachwiała się nieznacznie. W ostatniej chwili złapałem ją za ramię, uśmiechając
się zawadiacko.
- Trochę ci się wypiło… – rzuciłem, pomagając jej odzyskać
równowagę.
- Nie wypiłam dużo… A teraz, puść mnie. – odparła, wyraźnie
zdenerwowana.
- Już… Już… - mruknąłem, puszczając jej ramię, nadal jednak
patrząc, czy przypadkiem znowu nie ma zamiaru upaść – Wątpię, abyś wypiła
niewiele… Pomogę ci wrócić do pokoju.
Ponownie złapałem jej ramię i pociągnąłem za sobą. Ta jednak
mocno się upierała i próbowała mi się wyrwać.
- Miałam iść do brata – Brata?
Uniosłem brew ze zdziwieniem. Dopiero teraz, gdy ponownie jej się
przyjrzałem, zobaczyłem pewne podobieństwo. Kurwa,
to siostra Ice’a. Faith... Tak, tak miała na imię
- Ice i Hebi odpoczywają. Równie dobrze możesz spotkać się z
nimi jutro. Wątpię abyś trzeźwo w tej chwili myślała. Wierz mi… Nie chcesz
powiedzieć niczego głupiego… - powiedziałem, cały czas patrząc jej w oczy.
Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę nad sensem moich słów, cały czas na
mnie spoglądając. Jej spojrzenie mogło zabić, ale na szczęście po chwili
delikatnie złagodniało. Cholera, były
oszałamiające.
- Nie znam cię… - usłyszałem
jej głos w myślach, na którego dźwięk się uśmiechnąłem.
- Więc, gdzie twój pokój, królewno?
(Faith? Skorzystasz z pomocy, czy zabijesz ^^? )
Ja rozumiem. Ja wszystko rozumiem. Ale dlaczego "królewno"?
OdpowiedzUsuńUgh... Nieważne.
Opo mi się podobało, jak wszystkie twoje zresztą, ale to nic nowego. Dobrze, że wreszcie może ktoś się zajmie Kaylą, bo siedzi tam w tym salonie sama i nie ma co robić...
Fajnie, że Nat chce się zakolegować z Ice'em. Ciekawi mnie, jak to się dalej potoczy...