środa, 14 października 2015

Od Dastiana

Szedłem przez miasto, zastanawiając się, dlaczego właściwie nie jestem w pracy i nie robię czegoś pożytecznego? Nie miałem pojęcia, ale czułem, że gdybym został tam jeszcze przez choćby minutę, wybuchłbym. Ostatnio coraz częściej zaczynałem mieć dość wszystkiego, całego życia, jakie wiodłem.
Przyglądałem się obojętnie twarzom mijanych ludzi. Na większości malował się pośpiech, czasem smutek, złość lub przygnębienie, rzadziej radość. Każdy miał własne życie, własne problemy, nikt nie zastanawiał się nad losem innych. Nikogo nie obchodził bezdomny w poszarpanym ubraniu, żebrający o pieniądze na chleb, nikt nie zwracał uwagi na młodą dziewczynę na przystanku, której twarz była mokra od łez. Wszyscy mieli to w dupie, dopóki im było dobrze.
Dyskretnie wcisnąłem kilka banknotów mężczyźnie, nie zatrzymując się nawet wtedy, gdy ten zaczął mi dziękować, prawie biegnąc, by dotrzymać mi kroku. Z każdą chwilą moja irytacja rosła i powoli zaczynałem żałować, że to zrobiłem.
- Spadaj – syknąłem do żebraka, rzucając mu groźne spojrzenie, które sprawiło, że bezdomny odszedł pospiesznie, co chwile oglądając się za siebie. Widoczny w jego oczach lęk wywołał we mnie mieszane uczucia, o których natychmiast zapomniałem, bo zobaczyłem coś, czego już nigdy nie spodziewałem się ujrzeć. Z lombardu wyszła młoda brunetka, łudząco podobna do mojej matki. Gdyby nie fakt, że nie mogła mieć więcej niż osiemnaście lat, uwierzyłbym, że to ona.
Dziewczyna rozejrzała się po ulicy i skierowała się do jakiegoś sklepu. Oszołomiony ruszyłem za nią, utrzymując w miarę bezpieczną odległość, jednak cały czas miałem ją na oku. W głowie mi dudniło. To niemożliwe. Co ona tu robi? Nie, to nie może być ona, przecież jest teraz w Arkadii… A może…? Nie, przecież ten skurwysyn by jej nie puścił… A jeśli uciekła? Czy to w ogóle możliwe?
Tysiące myśli przelatywało mi przez głowę, gdy patrzyłem na jej twarz, jej sylwetkę, jej ruchy, znajome, a jednocześnie obce.
Brunetka weszła do jakiejś restauracji i ze zmęczonym uśmiechem zamówiła coś do przegryzienia, siadając przy pierwszym z brzegu stoliku. Długo myślałem nad tym, czy podejść i się odezwać.  Największą przeszkodą był brak pewności co do tego, czy aby na pewno jest tą, o której myślę.
- Przepraszam… Czy mogę się dosiąść? - zapytałem, w końcu podchodząc do niej. Z bliska dostrzegłem jeszcze więcej szczegółów świadczących o tym, że jest moją małą siostrzyczką, ale nawet teraz trudno mi było w to uwierzyć.
- No nie wiem… - powiedziała niepewnie, patrząc na mnie z lekką nieufnością.
- Nie będę się narzucał, jeśli chcesz, usiądę gdzie indziej – odparłem szybko, uśmiechając się ciepło. Dziewczyna po chwili wahania odwzajemniła uśmiech i wykonała zapraszający gest. Usiadłem naprzeciwko niej i zapadła między nami niezręczna cisza. Wbiłem wzrok w swoje dłonie, czując, że nastolatka mi się przygląda. Zastanawiałem się, jak zacząć rozmowę. W końcu trochę głupio by było zapytać po prostu: hej, jesteś moją siostrą? Ku mojemu zaskoczeniu brunetka pierwsza się odezwała.
- Czy my się znamy?
Uniosłem wzrok, spoglądając w jej oczy i dostrzegając w nich tę samą niepewność połączoną z niedowierzaniem i szczyptą nadziei.
- To zależy. Wiesz, bardzo mi kogoś przypominasz. Kogoś, kogo nie widziałem od wielu lat… - urwałem, czekając na jej reakcję. Dziewczyna zaczęła bezwiednie bawić się kosmykiem włosów, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Ty także wyglądasz znajomo – powiedziała ostrożnie. Chciała jeszcze coś dodać, ale przerwał  nam kelner, który przyniósł jej zamówienie. Przyjęła je z cichym podziękowaniem i zaczęła jeść, zerkając na mnie co chwilę. Moją uwagę przykuł jej naszyjnik.
- Piękna rzecz. Pewnie pamiątka rodzinna? – zapytałem, wskazując na przedmiot. Kobieta zamarła i wbiła we mnie badawcze spojrzenie.
- Czy ty… Nie, to głupie – wycofała się, spuszczając wzrok, nieco zawstydzona.
- Co ja? Dokończ - poprosiłem, z trudem powstrzymując uśmiech, który cisnął mi się na usta.
-  Czy ty może masz na imię… Dastian? – spytała, zerkając na mnie z nadzieją.
- A jakżeby inaczej, siostrzyczko? – odparłem, uśmiechając się szeroko i wstałem, otaczając ramionami Arię, która mocno mnie przytuliła.
- Braciszku… Tyle lat… Gdzie byłeś? Co robiłeś? Dlaczego tak nagle zniknąłeś? Myślałam, że nie żyjesz… - wyrzucała z siebie słowa , chcąc dowiedzieć się wszystkiego, a w jej oczach lśniły łzy szczęścia. Usiedliśmy i opowiedziałem jej o tym, jak Avenal mnie wypędził, o tym, co robiłem przed przybyciem do Vegas i jak udało mi się w kilka lat zostać szefem dobrze prosperującej firmy.
- Nie było łatwo. Każdego dnia tęskniłem za wami i nienawidziłem tego… członka Rady za to, że nie mogłem was zobaczyć. Nie miałem żadnych wiadomości o tym, co się z wami dzieje. Jak udało ci się stamtąd wyrwać?
(Aria? I co dalej?)

2 komentarze:

  1. Ten początek taki życiowy...dobrze przekazane, fajne opo ~Szazek

    OdpowiedzUsuń