piątek, 24 kwietnia 2015

od West'a

Gwizdając pod nosem, rzuciłem niewielką torbę wypełnioną kilkoma butelkami krwi na siedzenie pasażera i usiadłem za kierownicą jeepa. Jakoś nie paliło mi się do spędzania kilku godzin w bezsensownej podróży tam i z powrotem, żeby dostarczyć do Las Vegas bandę człekokształtnych. Moja niechęć do tego zadania opierała się głównie na pierwotnym instynkcie, który raczej odpychał nas od tego typu istot, ze względu choćby na specyficzny zapach, którego nawiasem mówiąc nienawidzę, czy na przykład fakt, że my bez żadnego wysiłku mogliśmy zabić ich swoim jadem, o ile wpuściliśmy go wystarczającą ilość, za to oni, mają zdecydowaną przewagę siły. Mogą nas też ugryźć i działa to na podobnej zasadzie jak w drugą stronę.
Mimo wszystko lepiej jest mieć wroga blisko siebie. Były też inne powody... Mniejsza z tym... Czas się skupić na zadaniu.

Trzy godziny później owijałem się już szalikiem, czekając na wilczki. Odkąd pamiętam lubili zimniejsze miejsca, ciekaw więc jestem jak zareagują na klimat w Las Vegas.
Wolałbym być wtedy gdzieś z Lily albo gdziekolwiek indziej - na prawdę... Zamiast tego stałem na płycie lotniska, przyglądając się twarzom ludzi, kuszących zapachem świeżej krwi.
Poczułem ich wcześniej niż zobaczyłem. Było ich wiele - więcej niż się spodziewałem... Musieli się do nich przyłączyć nowi. Dużo nowych.
Obserwowałem jak idą w moją stronę poruszając się zaskakująco harmonijnie. Jedyne co tak bardzo odróżnia ich od reszty ludzi, oprócz płynnych ruchów, urody i silnych ciał, to oczy. Całkowicie niespotykane, dzikie oczy. Zimno niebieskie, czarne, w kolorze rtęci, a nawet rubinowe. Te ostatnie najtrudniej będzie zaakceptować w ludzkim świecie. Jedyny sposób to wciskanie śmiertelnikom kitu o soczewkach.
Z całej uroczej gromadki kojarzyłem zaledwie kilka osób. Najbardziej w oczy rzucała się drobna brunetka właśnie o rubionowych oczach, blondyn, który zapewne był młodszym bratem Faith, chłopak z białymi włosami i ten chłopak, którego tęczówki nawet odrobinę nie odróżniały się kolorem od źrenic.
~Zapraszam za mną.~Odezwałem się do wszystkich telepatycznie, zwracając na siebie spojrzenia wielu par wilczych oczu, uśmiechając się przy tym przyjaźnie, po czym nie sprawdzając czy moi nowi podopieczni idą za mną, ruszyłem w stronę stanowiska odprawy samolotowej.


2 komentarze: