- Dlaczego wczoraj nie odbierałaś? – już kolejny raz usłyszałam głos swojej koleżanki, która od początku dnia nie dawała mi spokoju.
- Byłam w pracy, Sam – odparłam dwudziesty raz z rzędu.
- Tak długo? – nie dowierzała mi dziewczyna, podejrzliwie przyglądając mi się, z podpartymi rękoma na talii – Byłaś z Chuckiem?
- Nie – mruknęłam krótko. Nic więcej nie było potrzebne. Żadne dodatkowe wyjaśnienia, czy spowiedź.
- Już nie jesteście razem? – kolejne pytanie. Z lekką irytacją popatrzyłam na blondynkę, która miała determinację wypisaną na twarzy.
- Nie. Nie jesteśmy – powiedziałam, po dość długim zastanowieniu.
- Dlaczego? – znowu pytanie. Coraz bardziej czułam jak moje ciało się gotuje, na szczęście działo się to na tyle głęboko, wewnątrz mnie, że koleżanka nie mogła tego zauważyć.
- To jest trudne do zrozumienia, Sam – zaczęłam smutno, czując narastającą gulę w gardle.
- Czy to ma związek z tym kim jesteś? – spytała, spoglądając na mnie niepewnie. Popatrzyłam na nią i po już kolejnej tego dnia długiej ciszy, kiwnęłam delikatnie głową.
- Czy ty… Ty piłaś jego krew? – kolejne pytanie, jednak tym razem zadała jej na tyle cicho, abym tylko ja je usłyszała.
Przytaknęłam z bólem głową, mówiąc sobie w myślach, że niestety, ale tak musi być. Taka jestem.
Dziewczyna westchnęła, a ja czułam jej narastający strach i zakłopotanie, więc złapałam ją za rękę i zaciągnęłam na tyły kawiarni, gdzie nikt nas nie mógł usłyszeć. W końcu muszę jej to wyjaśnić, muszę jej uświadomić, że tego potrzebuję. Że to lepsze od grasowania po ulicy i spijania krwi z kogo i gdzie popadnie.
- Jeżeli chcesz… Ja mogę ci to wyjaśnić. Powiem ci wszystko, ale musisz tego chcieć, Sam. – spojrzałam na nią wyczekująco, widząc jak bije się z własnymi myślami – Sam?
Zawładnęło mną zdenerwowanie, które przyczepiło się mnie w momencie, gdy blond włosa koleżanka, pierwszy raz dzisiejszego dnia, spojrzała na mnie tym swoim smutnym i zarazem przestraszonym wzrokiem, jak u uciekającej od drapieżnika łani. Zawsze gdy rozmowa schodziła na ten temat, widać było w jej oczach odrazę i minimalną chęć zrozumienia, która sprawiała, że dziewczyna blokowała się w sobie. Przez to nie może zaakceptować tego kim jestem. Jej źrenice rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów, przykrywając lodowato błękitny kolor tęczówek gęstym, czarnym mrokiem. Sarna. Właśnie to zwierzę przypominała mi Sam. Zwierzę. Polowanie. Pokarm. Przetrwanie. Moje życie polegało na mordowaniu takich jak ona. Niewinnych. Odraza jaką do siebie czułam, przysłaniała nawet tą, którą odczuwała wobec mnie Samanta.
- Dobrze. Powiedz mi. Ale masz powiedzieć mi wszystko. Masz odpowiedzieć na każde moje pytanie – zażądała, co na dobre wyrwało mnie z zamyślenia. Mrugnęłam kilkakrotnie i dopiero po chwili rozumiałam sens słów wypowiedzianych przez przyjaciółkę. Ucieszyła się w duchu jak małe dziecko , ponieważ mój instynkt podpowiadał mi, że teraz moż się wszystko zmienić. Że teraz może już być tylko lepiej. Po kilku sekundowym zastanowieniu przytaknęłam jej niemo, na znak zgody.
- Dlaczego zerwałaś z Chuckiem? – pierwsze pytanie.
- Zaczęłam się do niego przywiązywać. Nie mogę sobie na to pozwolić, bo przez to nie mogłabym się nim żywić. Do tego, jego krew już mi nie wystarczała. Aby być najedzoną musiałbym pić więcej, a to mogło zagrozić jego życiu – odpowiedziałam z pewnością w głosie, cały czas jednak patrząc na jakąkolwiek negatywną reakcję koleżanki, która mogłaby być dla mnie ostrzeżeniem. Na szczęście, nie wierząc własnym oczom zobaczyłam jak Samanta kiwnęła tylko głową na znak zrozumienia.
- Zerwałaś z nim… I co z nim się teraz stanie? – zadała drugie pytanie.
- Nic. Kazałam mu zapomnieć. – krótko i na temat. To było przecież takie proste.
- Będziesz szukała kolejnego? – trzecie pytanie. Zerknęłam na nią z ukosa, zastanawiając się nad tym, czy nadal się mnie boi.
- Nie chcę być potworem, który chodząc nocą po ulicach, atakuje ludzi. Muszę się stale dokarmiać. Najlepiej w tych samych odstępach czasu. Dzięki temu nie muszę wypijać dużej ilości krwi, a i tak mam na tyle energii, aby móc normalnie funkcjonować. – odparłam na tyle jasno, aby mogła zrozumieć, że muszę. Nawet jeżeli tego nie chcę, czy nie mam na to ochoty.
- Co by się stało, gdybyś tego nie robiła? – czwarte pytanie.
- Byłabym tak głodna, że zaatakowałabym pierwszą lepszą osobę na ulicy. I pewnie bym ją zabiła. Nie mogłabym się powstrzymać i wypiłabym za dużo jej krwi. Dopóki piję w takich dawkach jak do tej pory, mam pewność, że dam radę się powstrzymać.
- Ja to działa? – popatrzyła w moje oczy z zaciekawieniem. Oniemiałam na króciutką chwilkę, prosząc w myślach o to, aby wszystko się ułożyło pomyślnie.
– Wybierasz sobie „partnera” i się nim karmisz? – spytała, nadal patrząc w moje czarne oczy.
Kiwnęłam ostrożnie głową, bojąc się tego, że znowu mogłabym ją czymś wystraszyć.
- Kochałaś któregokolwiek z nich? – na to pytanie uniosłam gwałtownie głowę do góry i wlepiłam w nią wzrok. Nie spodziewałam się tego pytania. Jak i, nigdy tak naprawdę nad tym nie rozmyślałam. Czy ja kochałam któregokolwiek z nich? To jak pytać wilka o to, czy kocha którąś z owieczek, które przeżuwają spokojnie zieleninę na pastwisku. Całkowita niedorzeczność. Jak drapieżnik może kochać zwierzynę? Chciałam się zaśmiać. Wyśmiać to pytanie, ale z mojego gardła wydobył się tylko cichy jęk, który zapoczątkował nagłą falę płaczu, Moje ciało całe dygotało od napięcia. Dlaczego jest mi tak smutno? Dlaczego nagle moje serce wypełniło się goryczą i żalem?
Przed moimi oczami pojawiły się obrazy bolesnych wspomnień, które mimo cierpienia, przyniosły mi również nadzieję. Na to, że może jednak jest we mnie coś ludzkiego.
- Kiedyś. Dawno temu. Ale przez to, co do niego czułam, nie chciałam go ranić. Nie chciałam się nim karmić. Więc nie piłam. Nie żywiłam się tygodniami, aż głód stał się nie do zniesienia. Instynkt przetrwania i drapieżnika wziął nad moim osłabionym ciałem górę. Zabiłam go. Sam. Żałuję tego do tej pory – w moich oczach pojawiły się pojedyncze łzy – Dlatego, gdy tylko czuję, że mogę się przywiązać, czy coś poczuć do któregokolwiek z nich, każę mu zapomnieć i szukam nowego. Sama zapominając o poprzednim. Tak jakby go nigdy nie było… I tak w kółko.
Niespodziewanie na moim ramieniu pojawiła się jej drobna, blada dłoń, która chwilę później zacisnęła się na nim. Tym gestem Samanta przekazała mi wszystko to czego nie umiała wyrazić słowami. W tym momencie dopuściła do siebie moją prawdziwą naturę. Była ze mną. Pomagała mi w mojej trudnej życiowej chwili, która ciągnęła się, nie godzinami, tygodniami, czy miesiącami, a całymi dekadami, z której każda była jeszcze bardziej wypełniona bólem i odrazą do samej siebie od poprzedniej.
- Przepraszam… - szepnęła i bez wahania objęła mnie swoimi drobnymi ramionami, przyciskając mnie tym samym do swojego ciepłego ciała – Nie wiedziałam, że to wszystko jest dla ciebie tak trudne. Nie wiedziałam przez co przechodzisz i śmiałam nazywa się twoją przyjaciółką.
Czułam jej ciepłe łzy, które spływając z jej miękkich, bladych policzków, skapywały na moją twarz.
- Nie płacz… - powiedziałam równie cicho jak ona, zachowując i chroniąc tym samym więź, która po wielu zniszczeniach i cięć, wreszcie na nowo się scaliła. Jednak tym razem , już na zawsze – Cieszę się, że jesteś. Nie ważne jak długo zajęło ci zaakceptowanie mnie. Najważniejsze jest to, że w końcu tu jesteś. Ze mną.
Blondynka na znak tego, że to prawda mocniej przytuliła mnie do siebie, w międzyczasie uśmiechając się promiennie w moją stronę.
- Koniec pytań na dziś. Jak na razie powiedziałaś mi wszystko co chciałam wiedzieć i chcę żebyś wiedział, iż nie musisz się już bać tego, że ucieknę, lub cię znienawidzę za prawdziwą ciebie. Postaram się jak mogę, aby być dla ciebie jak najlepszą przyjaciółką. Obiecuję.
Wtuliłam się mocniej w ramię dziewczyny, zakrywając swoją załzawioną twarz jej złotymi włosami. Po dość długiej ciszy popatrzyłam wprost w jej oczy i uśmiechnęłam się przyjaźnie. Dziewczyna odpowiedziała mi tym samym i ostatni raz klepiąc mnie w ramię, odeszła, wesoło wołając, że to już koniec z obijaniem się. Ze szczerym uśmiechem, który zakrywał prawie całą moją twarz, goniłam dziewczynę i lekko szturchając ją w ramię, zaśmiałam się.
- Nie idziesz dzisiaj do klubu pracować, nie? – spytała Sam, nadal idąc przed siebie.
- Nie. Nie idę – przytaknęłaś wesoło – A co?
- Hmmm… Może wyskoczyłybyśmy gdzieś razem? Dawno nigdzie nie byłyśmy, a to by była świetna okazja – zaćwierkała.
- Jasne… Tak właściwie to właśnie miałam się ciebie spytać, czy nie wybrałabyś się ze mną na swego rodzaju imprezkę.
- Ooooo… Świetny pomysł – zawołała z aprobatą, na co ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- To widzimy się o 19 pod Laguną. Ok?
- Um… - kiwnęła głową delikatnie, po czym wzięła się za czyszczenie blatów.
***
Ze zniecierpliwieniem czekałam na przyjaciółkę, stojąc przed dużym, eleganckim wejściem do jednego z największych klubów w tym mieście. Specjalnie na tą okazję włożyłam czarny, dżinsowy topik, równie czarne spodenki i skórzane buty na wysokim obcasie. Mój look dopełniał czarny makijaż i lekko natapirowane włosy, które opadały mi prostymi pasmami na plecy. Czekałam na blondynkę, która spóźniła się już około dwadzieścia minut, a i tak nie zapowiadało się na to, aby szybko się tam zjawiła. Tupałam obcasem o kostkę na chodniku w rytm jednej z moich ulubionych piosenek, umilając sobie tym czas, który spędzałam na wypatrywaniu Sam. Aż nagle zza rogu wyłoniła się jej drobna, kobieca sylwetka. Pomachałam do niej udając, że nie jestem zła i gdy stanęła już koło mnie , z nieudawanym uśmiechem przytuliłam ją, po czym razem skierowałyśmy się do klubu, z którego już na wstępie dało się usłyszeć ogłuszające basy.
- Tam jest wolny stolik – zawołałam, próbując przekrzyczeć dudniącą w moich uszach muzykę. Wskazałam na miejsce , o którym mówiłam, po czym łapiąc Samante za rękę, poszłam w tym kierunku i po kilku sekundach siedziałam już na jednym z krzeseł.
- Idę po coś do picia. Przynieść też coś tobie? – zapytała z uśmiechem przyjaciółka.
- Cole, jeżeli byś mogła – odparłam wesoło – Nie mam dzisiaj ochoty na alkohol.
- Um… Dobrze. Przyjęłam. Zaraz wracam – zaćwierkała, po czym oddaliła się w stronę baru, zostawiając mnie tym samym całkiem samą. Przez pierwsze kilka sekund patrzyłam na swoje ręce, jednak szybko znudziła mi się ta czynność, więc uniosłam wzrok wyżej. Rozejrzałam się dookoła z zaciekawieniem, próbując umilić tym sobie czas.
Patrząc tak na twarze poszczególnych, obcych mi osób, zauważyłam, że niejedna z nich przyglądała mi się z zaciekawieniem. Jedną z tychże osób był blond włosy chłopak, o hipnotyzujących oczach, który nie spuszczał ich ze mnie, nawet na sekundę. Siedział tak przy jednym ze stolików, pijąc drinka i uśmiechając się ciepło pod nosem. Z lekkim zdenerwowaniem zaczęłam kręcić jeden z kosmyków swoich brązowych włosów na palcu, przygryzając mimowolnie dolną wargę. Dlaczego, aż byłam tak onieśmielona tą sytuacją? Nie zachowywałam się tak odkąd straciłam pierwszą miłość. Moje serce przestało bić, gdy chłopak wstał i zaczął kierować się w moją stronę, jednak ze złością i zdziwieniem obserwowałam jak mnie omija i kieruje się w stronę wyjścia. Targały mną dziwne uczucia, o których już zdążyłam kompletnie zapomnieć. Byłam tak bardzo roztrzęsiona, że gdy tylko Sam wróciła, oznajmiłam, że jestem zmęczona i jednak chciałabym już wrócić do mieszkania. Dziewczyna nie ukrywała tego, że jej to nie pasuje, ale nie robiła też z tego wielkiego problemu.
- No nic. Jak musisz – powiedziała smutno, po czym dodała – Ja jeszcze trochę zostanę.
- Tylko nie siedź długo i zadzwoń jak już będziesz w domu – zawołałam i przytuliwszy ją wyszłam z zatłoczonego klubu na puściutką i ciemną ulicę, gdzie od razu owiał mnie orzeźwiający wietrzyk. Odetchnęłam z ulgą czując w płucach świeży tlen i włożywszy dłonie do kieszeni od spodenek, ruszyłam w stronę swojego mieszkania. Gdy przechodziłam obok kawiarni, w której pracowałam, zostałam niemile zatrzymana, ponieważ zza rogu wyłoniła się ciemna postać, która od razu na mnie wpadła.
- Uważaj! – syknęłam mimowolnie, próbując zidentyfikować nieznajomego. Jednak gdy tylko go rozpoznałam na moich policzkach pojawiły się delikatne rumieńce, których na szczęście nie było widać – Przeprasza. Nie powinnam była tak ostro reagować.
Ze zdziwieniem patrzyłam jak na twarzy blondyna z klubu pojawił się szeroki uśmiech, a z jego ust wydobył się cichy chichot.
- Co cię tak rozśmieszyło? – spytałam, czując delikatne zmieszanie. Jego oczy z tej odległości, były jeszcze piękniejsze.
- Nic, tylko nie spodziewałem się tego, że poznam cię w takich okolicznościach – zaśmiał się, co na szczęście rozluźniło atmosferę między wami.
- Tak w ogóle na imię mam Kris – wyciągnął rękę w moją stronę, którą po krótkim zastanowieniu uścisnęłam.
- Jestem Victoria – uśmiechnęłam się do niego.
Był bardzo przystojny. Krótko ścięte włosy postawione miał do góry i ubrany był w błękitną koszulę, z podwiniętymi do łokci rękawami i w jasne spodnie, z prostymi nogawkami. Był naprawdę bardzo przystojny. W jego pobliżu nie mogłam się skupić. Bałam się tego. W tym momencie bałam się tak, jak jeszcze nigdy do tej pory. Nie chciałam tego. Tyle lat, dekad robiłam wszystko, aby ich unikać, a i tak wszystko poszło na marne. Blokada zniknęła z chwilą, w której spojrzałam w jego oczy.
- Może wyszlibyśmy gdzieś razem? W sobotę. – zaproponował, przeczesując włosy ręką.
Popatrzyłam na niego z lekką nieufnością, bijąc się z własnymi myślami. Przypominałam sobie swoje własne słowa, ale i tak serce nie chciało mnie słuchać. Czy byłam na to gotowa? Czy jestem na tyle silna? Te pytania wwiercały się w moją głowę.
- No dobra… Może jednak za szybko – westchnął przeciągle – To może tak. Dasz mi swój numer, a ja do ciebie zadzwonię w najbliższej przyszłości. Do tego czasu namyśl się co do spotkania.
Przez kilka długich sekund przyglądałam się mu z zaciekawieniem, po czym delikatnym kiwnięciem głowy, zgodziłam się na jego propozycję.
Kris
Włosy
Strój