Wędrowałam po nieskończonych terenach, poszukując miejsca, w którym nie będę odmieńcem. Błąkałam się po terenach zniszczonych przez wojnę. Byłam na skraju wycieńczenia, gdy nagle ujrzałam… światła. Nienaturalne światła. Zaparło mi dech w piersi, aż tu…
- Kim jesteś? – zabrzmiał żeński głos za mną.
Włosy mi stanęły dęba. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
- Jestem Kilmeny… - mruknęłam z zagubioną nutką uprzejmości – mieszkałam w Arkadii…
Zdumiona dziewczyna zmierzyła mnie od stóp do głów. Była bardzo ładna – jednak ja speszyłam się. Nie to, żebym była jakoś mega szkaradna. Chodzi o to, że… w bitwie uległam czarom, które ujawniały po części to, kim byłam. Moje ciało pozyskało uszy wilcze. Uszy wilcze i śnieżnobiały, długi ogon.
Byłam wilkołakiem.
Dziwnym wilkołakiem.
- Jesteś wilkołakiem? – spytała z zainteresowaniem dziewczyna. O kurde, ona mi w myślach czyta, czy co do cholery?
- Tak – odpowiedziałam bez większego namysłu.
- Nazywam się Hebi – mruknęła nieznajoma, wyciągając do mnie rękę – wyglądasz jakoś tak… dziwnie.
- Wybacz! – pisnęłam, przypominając sobie, że przyspieszyłam magicznie swój krok.
Uszy i ogon zniknęły. Ale nie tylko one – całe moje ubranie się zmieniło. Z krótkiej tuniki płóciennej, przeznaczonej dla ludzi posługujących się w walce magią na odległość, powstała krystaliczno-metalowa zbroja, odkrywająca płaski brzuch. Za pazuchę wciśnięty był miecz. Spięłam włosy w długi kucyk.
- Skutki uboczne magii? – spytała zaciekawiona Hebi – więc walczyłaś?
- Mhm. Ej, tak w ogóle to Ty też jesteś… no wiesz… wilkołakiem? – mruknęłam, szurając nogami.
- Tak – dziewczyna wpatrywała się we mnie uporczywym wzrokiem, aż brakło mi słów.
- Żyjecie tutaj? To znaczy… jest was więcej? – oczy mi błyszczały.
- Tak! – ucieszyła się Hebi – rozumiem, że szukasz miejsca, w którym mogłabyś osiąść?
- Owszem – powiedziałam z ożywieniem.
- A więc chodź, Kilmeny! – zawołała zadowolona – mogę Cię nazywać Kil? Tak, tak będzie fajnie.
- Nie ma sprawy – wzruszyłam ramionami.
- A więc, Kil, jakim żywiołem władasz? Jesteśmy podzieleni na pięć Watah, jeśli chodzi o to miejsce, to znaczy Nieme Góry. Może dołączysz do Burzy? – spytała, szczerząc zęby.
- Oh, wybacz, Hebi… - mruknęłam z zażenowaniem – władam Ogniem.
Pokazałam jej kulę niebieskiego ognia, które trysnęła z mojej ręki. To była czysta magia, więc nie przemieniłam się.
- Ogółem walczę – zaczęłam – ale mam też zdolności lecznicze i wspomagające! – orzekłam z dumą.
- Pasjonujące! – zachwyciła się Hebi, ale gdzieś w jej oczach czaił się żal.
Było mi trochę smutno, że ją zostawię.
- Chodź. Przedstawię Cię innym – zaproponowała.
- Okej. Długo będziemy szły? Może w tym czasie mi trochę o życiu tutaj opowiesz?
(Hebi?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz