piątek, 27 lutego 2015

(Wataha Ognia) od Sophie

Skakałam między drzewami na jakimś nieznanym terenie kiedy moją uwagę przyciągną zapach wilczycy.
Postanowiłam za nią pobiec. 
-Może okaże się ciekawa?-Powiedziałam do siebie goniąc dziewczynę. 
Kiedy przygwoździła ptaka do ziemi i chciała go zabić nie wytrzymałam.
-Ładny pokaz.- Stwierdziłam opierając się placami i jedną nogą o drzewo. Dziewczyna wstała z ziemi i obróciła się w moją stronę.Ptak odleciał.- Ooo, twoja zdobycz uciekła! Co za pech!- Skrzyżowałam ręce na piersi. Musiałam teraz wyglądać na zarozumiałą egoistkę. Ale to tylko pozory, ja zawszę tak wyglądam.
-Jesteś z którejś Watahy?-Zapytała podejrzliwym głosem. Moja postawa raczej nie wywarła na niej dobrego wrażenia. Podeszłam do dziewczyny i nachyliłam się. 
-Nie mam pojęcia o czym mówisz.- Powiedziałam z kamienną twarzą. W oczach dziewczyny malowało się zdezorientowanie i wahanie.- Ja... jestem...- dziewczyna zrobiła krok w tył.-Sophie!- Krzyknęłam śmiejąc się.- Twoja miana  była niezapomniana.
Dziewczyna patrzyła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- Jestem Kilmeny.
-Jesteś wilkołakiem! Ja też. To niesamowite że spotkałam kogoś takiego jak ja! I do tego władasz ogniem! - Zachwyciłam się.
-Chwila... Skąd wiesz że jestem wilkołakiem, i że władam ogniem?- zadawała pytania jedno po drugim.
-Nos mi powiedział.- Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie. 
-Nos? Jak możesz mieć tak czuły węch? Jakim żywiołem władasz? 
- Również władam ogniem. Mam idealny węch a mój nos potrafi mi powiedzieć bardzo dużo o ludziach i moim otoczeniu... nawet bardzo odległym, ale w tobie jest coś dziwnego, twój zapach, wyczuwam ogień ale ten zapach różni się trochę od innych wilkołaków które władają tym żywiołem, jest ostrzejszy. A więc co jest z twoim ogniem?
 Pochyliłam głowę na bok.
Dziewczyna podniosła rękę i w tej samej chwili moim oczom ukazała się kula niebieskiego ognia.
-Niebieski! Oh, to takie niesamowite... przyznaję że jesteś bardzo interesująca. 
-Czego szukasz w Niemych Górach?-Kilmeny zadała kolejne pytanie.
-Ah, czyli tak nazywa się to miejsce! Niesamowite!- Zaczęłam kręcić się patrząc na korony wielkich drzew i na zachmurzone niebo. Nagle stanęłam.- Mówiłaś coś o jakiś Watahach... Miałaś na myśli że istnieje więcej takich jak my? 
-No, Tak.- Coś ukuło mnie w  klatce piersiowej. Ktoś taki jak ja... Niewyobrażalne.- Chciałabyś ich poznać?
Popatrzyłam na dziewczynę z desperacją w oczach. Przynajmniej tak mi się wydawało. 
-Myślisz że mnie nie zabiją?
-Czemu mieli by to zrobić? 
-Nie wiem.- roześmiałam się tak fałszywym śmiechem że nawet samej siebie nie potrafiłam oszukać.
-Zaprowadzę cię do nich.- Dziewczyna uśmiechnęła się i zrobiła parę kroków w stronę zachodu.
-Dzięki - Odpowiedziałam i poszłam za dziewczyną.
(Kil?) 

czwartek, 26 lutego 2015

Sophie - Wataha Ognia


Postać ludzka:

Postać wilcza:



Imię: Sophie

Płeć: Samica
Żywioł: Ogień
Moce: włada ogniem, telekineza, panuje nad temperaturą swojego ciała więc nigdy nie jest jej za zimno czy za gorąco, czasem ma wizję dotyczące przyszłość, ma nadmiernie czuły węch i potrafi wyczuć bardzo stare lub odległe zapachy
Rodzina: lepiej przy niej o tym nie wspominać...
Partner/Partnerka:brak
Charakter: ludzie często uważają ją za kogoś podstępnego i fałszywego ale tak nie jest, jest sprytna i z łatwością potrafi odczytać uczucia i myśli innych tylko po ich mowie ciała i mimice, nie lubi ranić niewinnych osób ani patrzeć na cierpienie innych, uwielbia żartować, ma swój własny świat ale wie co dzieje się dokoła niej
Kontakt: juliazbik@gmail.com





(Wataha Powietrza) od Devona

-Cholera jasna!- syknąłem pod nosem, zdając sobie sprawę, że dziewczyna, którą przed chwilą przygwoździłem do ziemi, z całej siły rypnęła głową w kamień i straciła przytomność. Zmieniłem postać i podniosłem ją niezbyt delikatnie, klepiąc ją po policzku.- Mała, nie przesadzaj...Nie mogło boleć aż tak bardzo.
Nie reagowała. Zmarszczyłem brwi z niezadowoleniem, licząc na to, że jej nie zabiłem i za chwilę jakoś wróci jej świadomość. 
Rzuciłem jeszcze raz okiem na istotę leżącą bezwładnie w moich ramionach. Wyglądała niewinnie. Mogła mieć co najwyżej czternaście lat. Rude włosy w nieładzie opadały jej na ramiona i kontrastowały z jasną skórą. Ubrana była w jakieś szmaty, które w sumie ciężko nazwać "ubraniem", zwłaszcza, że zasłaniały może 1/3 jej ciała. Nie wnikam. 
Bardziej zastanowił mnie mało dyskretny szelest w krzakach, z których chwilę później wyłonił się biały koń ze skrzydłami.
Widziałem już takie, ale jeszcze nigdy żaden nie był tak blisko. Świetnie...A więc ta dziewczynka przyjechała tutaj na tej bestii, Uroczo. 
Westchnąłem zrezygnowany, obserwując jak koń beztrosko spaceruje po łące i ma zupełnie w dupie to, że jego prawdopodobna właścicielka leży właśnie bez znaku życia na rękach u obcego faceta, bo właśnie zaliczyła bliskie spotkanie z ziemią.
Podjęcie decyzji zajęło mi jakieś trzy sekundy. 
-Dobra, mała, Widzę, że nie masz zamiaru odzyskać przytomności, więc zabieram cię na wycieczkę do jaskiń, Mam tylko nadzieję, że nie jesteś wrogiem...- Przyznaję, że dziwnie czułem się, gadając do kogoś, kto nie wykazywał znaków życia.- Twój konik obejdzie się bez ciebie. 

(Julie?)

(Wataha Wody) od Hespe

Przyglądał mi się, a mój strach rósł coraz bardziej. W tamtej chwili miałam ochotę dalej uciekać, ale coś kazało mi zostać. Chłopak jednak nie odezwał się, tylko patrzył się na mnie, a ja z coraz większym niepokojem unikałam jego wzroku. Tak bardzo nie chciałam widzieć i czuć kolejnej dawki bólu.
- Unikasz wzroku. To oznaka fałszywości. – powiedział nagle, a ja przestraszyłam się jeszcze bardziej. Czy naprawdę takie odniósł wrażenie? Chciałam mu powiedzieć o co chodzi, ale nie wiedziałam jak. Czy mogłam mu na tyle ufać?
- Przepraszam… Ja… Nie Chcę… - próbowałam wyjaśnić, ale z moich ust wypływały pojedyncze jąknięcia, zmieniłam więc temat – Ja nie wiem jak się tu znalazłam.
W moim oku zakręciła się pojedyncza łza.
- Spokojnie. Nie gryzę – usłyszałam, a gdy podniosłam oczy na wysokość jego ust zobaczyłam pierwszy od dawna szczery uśmiech posłany w mą stronę – Jestem Ice – Alfa Wody. Pomogę ci wstać – przedstawił się, po czym wyciągnął w mą stronę rękę.
Przez dłuższą chwilę walczyłam z samą sobą. Podać mu rękę, czy nie? Szybko jednak podjęłam decyzję i ujęłam delikatnie i nieufnie jego dłoń, którą on z kolei ścisnął mocniej. Chwilę później stałam już przed nim na nadal drżących nogach. Mimo dzielącej nas przestrzeni wyczuwałam ciepło jego ciała i jego dłoń, która nadal spoczywała w mojej, ściskając ją lekko.
- Oh, mam na imię Hespe – przedstawiłam się nieśmiało i zamrugałam nerwowo. Był za blisko… zdecydowanie za blisko, więc gdy tylko otrzeźwiałam z nadmiaru emocji odsunęłam się od niego o krok i wyplątałam dłoń z uścisku.
- Jak się tutaj znalazłaś? – w moich uszach zadźwięczało kolejne pytanie, na które bałam się odpowiedzieć. Uniosłam jeszcze wyżej głowę z zaciekawieniem badając postać Alfy. Wyglądał na niewiele starszego ode mnie. Jego młodą, przystojną twarz okalały fale blond włosów, które nie były zbyt długie, ale też nie były krótkie. Trochę niżej, pod koszulką odbijały się zarysy umięśnionego torsu. Widok ten sprawił, że zaparło mi dech w piersi, a na mej twarzy wykwitł soczysty rumieniec. Mogłabym tak stać w ciszy całą noc, ale byłam świadoma tego, że muszę mu coś powiedzieć. Zebrałam się więc na odwagę i wydusiłam z siebie słowa, które od początku tej wędrówki leżały mi na sercu.
- Ja uciekłam – zaczęłam cicho, patrząc na jego reakcję. Widząc jednak, że słucha z uwagą ciągnęłam dalej na jednym tchu – Ujawniłam się przed jedną osobą, moim przyjacielem i wtedy wszyscy dowiedzieli się, że jestem… potworem. Nie mogłam tam dłużej zostać… A teraz nie wiem, gdzie jestem i gdzie powinnam pójść.
Po wypowiedzeniu ostatnich słów pierwszy raz odważyłam się spojrzeć w jego oczy, które okazały się lodowato niebieskie, z zielonymi refleksami, które z kolei dodawały ciepła jego spojrzeniu. Były hipnotyzujące, ale nie pozwoliłam, aby ich głębia mną zawładnęła i w ostatniej chwili ponownie spuściłam wzrok. Ice jednak cały czas patrzył się w moją stronę badającym i czujnym wzrokiem, co sprawiło, że speszyłam się jeszcze bardziej, a moje policzki znów przybrały czerwony odcień.
- Wydaje mi się, że mogę ci pomóc. Znam kilka takich „potworów” jak ty albo ja – usłyszałam ponownie jego dźwięczny głos. Znaczenie jego słów dotarło do mnie dopiero po dłuższej chwili, a gdy je sobie uświadomiłam podskoczyłam w duchu jednocześnie ze strachu jak i ze szczęścia.
- Naprawdę? – spytałam szeptem, nadal nie dowierzając jego słowom.
- Tak. Jeśli tylko chcesz, możesz być częścią naszej rodziny.
Częścią naszej rodziny…
Częścią rodziny…
Częścią…
Dźwięczało mi w głowie, a była to kojąca melodia. Czy mogłabym zostać częścią jego rodziny? Żyć pośród takich jak ja i on? Tyle pytań, a zero pewnej odpowiedzi.
Czy właśnie tego chcę i potrzebuję?
Musiałam to przemyśleć, ale byłam świadoma tego, że nie mam dużo czasu do namysłu. Zliczyłam, więc wszystkie „za” i „przeciw”, i już wiedziałam.
- Rodzina… - smakowałam to słowo – Częścią rodziny… Oczywiście, że chcę, ale nie wydaje mi się, żebyś był taki jak ja, żeby oni tacy byli. Ja jestem potworem, a ty …. A ty nie.
Ta prawda przeze mnie wypowiedziana, stała się przyczyną moich łez, które zaczęły mi spływać po policzkach.
- Nie płacz… - usłyszałam miękki głos blondyna, który popatrzył się na mnie z… troską? – Nie wiem kto i co ci zrobił, ale nie jesteś potworem.
Jego słowa dotarły do mnie, ale nie chciałam w nie wierzyć, jednak coś w wyrazie jego twarzy kazało mi myśleć inaczej, więc poddałam się i wtedy coś się stało. Poczułam piżmową woń, która uderzyła z wielką siłą w mój nos i wypełniła me płuca.
- Już… - wyszeptałam, nadal czując nieśmiałość w towarzystwie przystojnego chłopaka. Otarłam dłonią zbłąkane łzy i z odwagą uniosłam wzrok. Na mojej twarzy wykwitł pierwszy od dawna, delikatny uśmiech, który posłałam w stronę blondyna.
Gdy zobaczyłam jak wypuszcza powietrze, zaśmiałam się cichutko jak chochlik.
- Chodź za mną – odparł po dłuższej chwili i ruszył przed siebie, w biegu zmieniając postać. Ja próbowałam jak mogę, żeby go dogonić, ale nie dałam rady. Moje próby zmienienia postaci poszły na marne, a ludzkie nogi, kolejny już dzisiaj raz odmówiły mi posłuszeństwa, przez co boleśnie upadłam na ziemię, częściowo jeszcze pokrytą białym, zimnym puchem.
- Poczekaj!!!- zdołam zawołać pomiędzy łapczywymi wdechami i wtedy tak szybko jak wilk zniknął mi z oczu, tak ponownie pojawił się przede mną, taksując mnie wzrokiem.
- Ja nie dam rady – wyszeptałam – Nie mogę się zmienić… Ja nie wiem co się dzieje.
Patrzyłam z bezradnością na zwierze, które pochyliło się nade mną i trąciło moją rękę pyskiem, którą z kolei położyłam na jego grzbiecie. Zaczęłam się podpierać i ostatkami sił stanęłam na nogach, które nadal obolałe, były jak z waty.
Alfa popatrzył na mnie wielkimi oczami,  z powagą kiwnął łbem i osunął się na ziemię, dając mi tym samym do zrozumienia, że mam na niego wsiąść. Nadal nieufnie okrążyłam go i gdy już byłam gotowa, wspięłam się na jego grzbiet. Gdy wstał, poczułam pierwszą falę strachu, więc wtuliłam się w niego, aby poczuć się chodź trochę bezpieczniej i wtedy ruszył. Biegł bardzo szybko, a ja przez całą podróż miałam zamknięte oczy.
 Po kilku minutach zatrzymał się i ponownie opadł na ziemię, tym razem po to, abym mogła zejść. Dotknąwszy ziemi nogami, zachwiałam się lekko, ale już po chwili stanęłam wyprostowana o własnych siłach.
- Dziękuję – powiedziałam do Alfy, po czym niepewnie wtopiłam dłoń w jego miękką sierść i przesunęłam ją z ucha na grzbiet i z powrotem – Naprawdę … Dziękuję.
Po tych słowach oderwałam wzrok od zwierzęcia i rozejrzałam się dookoła. Widok, który zobaczyłam zaparł mi dech w piersi. Przed moimi oczami tańczyła gęsta, mlecznobiała mgła, która zakrywała drzewa prawie do połowy pni. Słońce prześwitywało przez nią, pieszcząc mą twarz pojedynczymi promieniami.
- Witaj na terenie Watahy Powietrza – usłyszałam nagle głos chłopaka, który stał teraz koło mnie w ludzkiej postaci.
- Bardzo tu pięknie… - wyszeptałam z zachwytem, nadal podziwiając krajobraz.
- Chodź – odchrząknął Ice i skierował się w dół doliny.
Trochę pewniejszym krokiem poszłam za nim, jednak nie przeszłam długiego odcinka, gdy nagle świat zawirował przed moimi oczami, które po chwili zaszły mgłą. Cała moja sylwetka uniosła się centymetr nad ziemię, powietrze rozwiało moje włosy, a ręce ułożyły się w otwartym powitalnym geście. Jeszcze przez chwilę mogłam dostrzec niewyraźną sylwetkę blondyna, który ze strachem spojrzał w moją stronę.
I wtedy przed oczami pojawiła się ciemność, a z ust wypłynął potok słów, które wypowiedziane melodyjnym głosem rozbrzmiały niesione, jak echo przez wiatr.
Powietrze to już nie będzie powietrze, nie odpędzi złych myśli
A woda to już nie będzie woda, nie ukoi twych zbolałych ran
A ogień to już nie będzie ogień, nie ogrzeje cię
A ziemia to już nie będzie ziemia, nie poniesie cię
A cierpienie to już nie będzie cierpienie, nie wyzbędziesz się go
A miłość to już nie będzie miłość, nie będziesz już jej pewny
A DUCH TO JUŻ NIE BĘDZIE DUCH, NIE OBUDZI CIĘ Z MARTWYCH!!!


( Ice? Wataha? ) 

wtorek, 24 lutego 2015

(Wataha Wody) od Ice'a

Podczas patrolowania terenu moje myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół Hebi. Pięknej, słodkiej, pełnej bólu Hebi, którą miałem tak blisko. Świadomość, że za kilka godzin znów będziemy razem, że nie muszę już ukrywać tego, co do niej czuję, że nie muszę zaciskać zębów za każdym razem kiedy jest blisko, że oboje dajemy sobie to, czego potrzebujemy...daje siłę.
Pod łapami czułem zimno śniegu, który zaczynał powoli znikać, ukazując kępy świeżej trawy. 
Niebo zrobiło się odrobinę bardziej niebieskie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Ren pewnie powiedziałby, że odbija mi palma, choć w sumie w tym momencie niczego nie jestem już pewien...
Myślałem, że przestałem być już głupim szczeniakiem, ale wygląda na to, że się pomyliłem. Albo ogłupia mnie miłość. Zawsze byłem optymistą, tylko że teraz wszystko wydaje mi się o wiele lepsze niż jest w rzeczywistości. Podejrzewam, że to podejście nie pasuje do obecnego stanu rzeczy- wojny, jaką toczymy z Radą i całym pieprzonym światem.  Alfa zawsze musi zakładać najgorszą wersję wydarzeń. Tak na wszelki wypadek.
Wciągnąłem w nozdrza świeży zapach lasu, stając nad stromym górskim zboczem, z którego rozciągał się idealny widok na stopy gór i roztaczającą się pod nimi dolinę, przez którą przepływała kręta błękitna rzeka. Powoli, bardziej jak kot niż wilk, zacząłem iść wzdłuż zbocza, spoglądając czujnie w dół. Rzadko patroluję dolną część Niemych Gór, bo droga z dołu na górę i odwrotnie jest dość długa i raczej mało bezpieczna dla kogoś, kto dobrze jej nie zna. Nie sądzę więc, że szpiedzy wybierali by akurat tą stronę doliny do dostania się do naszych siedzib.
Dzisiaj akurat jednak coś z instynktu Alf tknęło mnie do tego, żeby pofatygować się na sam dół i sprawdzić zapomnianą część terytorium Watahy Wody. Ogółem dolina jest bardzo ładna. Wodospady, z których wypływa rzeka zakrywają ukryte w nich jaskinie. Idealne warunki dla wilków i wszelkich innych zwierząt. Nie wiedzieć czemu, wszyscy wolą żyć na wyższych partiach gór. Bardziej niebezpiecznych.
Schodząc powoli po skalnych półkach, z każdą chwilą odczuwałem obecność obcego osobnika na moim terytorium. Więc tym razem mój instynkt mnie nie zmylił. Miałem towarzystwo.
Natężając wszystkie zmysły przemknąłem bezszelestnie obok niewielkich rozmiarów głownie sosnowego lasu. Zapach obcego wilka był słodki, co wskazywało na waderę. Im bliżej była, tym lepiej wyczuwalne było jej zdezorientowanie, strach, a nawet coś w rodzaju smutku... Zakładałem, że nie była wrogiem, bo jej myśli były zbyt słabo zasłonięte jak na kogoś, kto próbowałby się ukryć.
Zobaczyłem ją w momencie, kiedy wyłoniła się zza drzew, rozglądając się na boki ze strachem. Była w ludzkiej postaci, ale to, że była wilkołakiem było dość proste do rozgryzienia. Przede wszystkim przez ten zapach...Pomieszany z wonią piżma, charakterystyczną dla wilków.
Odwróciła się gwałtownie, a kiedy mnie zobaczyła skamieniała z wyrazem strachu malującym się na twarzy. Nim zdążyłem mrugnąć, biegła już przed siebie, a panika jaką odczuwała przygniotła mnie swoim ciężarem i zaczęła wibrować w powietrzu.
Kilkoma długimi susami pokonałem dzielącą nas odległość, podczas gdy dziewczyna upadła na łące, do której zdążyła dobiec i zrezygnowana zacisnęła oczy, dysząc ciężko. Zatrzymałem się dokładnie kilka centymetrów przed jej twarzą i widząc jej przerażenie, zmieniłem postać.
-Witaj...-powiedziała słabo, próbując uniknąć mojego wzroku.
Przekrzywiłem głowę, przyglądając jej się badawczo. Dopiero teraz zauważyłem, że miała uderzająco ładną twarz. Jedyne, czego nie potrafiłem określić, był kolor jej oczu, kiedy tak uparcie nie chciała na mnie spojrzeć.
-Unikasz wzroku. To oznaka fałszywości.-Powiedziałem, unosząc brew.
-Przepraszam...Ja...Nie chcę...-Zaczęła się jąkać.- Ja nie wiem jak się tu znalazłam.
-Spokojnie. Nie gryzę- Posłałem jej szczery uśmiech, kiedy zrozumiałem, że ją przestraszyłem.- Jestem Ice- Alfa Wody. Pomogę ci wstać.- Podałem jej rękę, pociągając ją lekko w moją stronę.
-Oh, mam na imię Hespe.- zamrugała nerwowo.
-Jak się tutaj znalazłaś?
-Ja uciekłam. Ujawniłam się przed jedną osobą i wszyscy dowiedzieli się, że jestem..potworem. Nie mogłam tam dłużej zostać. Teraz nie wiem gdzie powinnam pójść.
-Wydaje mi się, że mogę ci pomóc. Znam kilka takich "potworów" jak ty albo ja.
-Naprawdę?
-Tak. Jeśli tylko chcesz możesz być częścią naszej rodziny.

(Hespe?)


poniedziałek, 23 lutego 2015

(Wataha Wody) od Hespe

- Potwór!!! – usłyszałam przeraźliwe krzyki obecnych.
Patrzyli się na mnie z odrazą, strachem i nienawiścią, trzymając w dłoniach przedmioty, które miały zapewnić im obronę. Mój przyjaciel trzymał wiatrówkę od dziadka, którą jeszcze wczoraj mi się chwalił. Teraz była wycelowana wprost na mnie. Jego drżące palce opadały na spust, ale nie usłyszałam wystrzału. Popatrzyłam znowu na niego i zobaczyłam jak broń opada z hukiem na ziemię, a on sam pada na kolana z łzami w oczach.
- Odejdź! – krzyczał przez łzy.
- Ale jak to!? To potwór! Trzeba to zabić! – wrzeszczał tłum, ale nie słyszałam ich. Patrzyłam w oczy mojego przyjaciela, w których nie było miłości, czy zrozumienia, tylko czysta litość. Moje serce pękło, gdy zrozumiałam, że wszystko straciłam. Wszystko straciłam z dniem, w którym się ujawniłam. Uniosłam pysk do góry, zawyłam rozpaczliwie i rzucając w stronę Mike’a przepraszające spojrzenie pomknęłam do lasu i gdy wiedziałam, że nikt mnie już nie widzi popatrzyłam ostatni raz na zebranych. Widząc ich strach i odrazę postanowiłam, że już nigdy nie zamienię się w wilka. Przeklęłam i zamknęłam głęboko w sobie tę zdolność. Wyrzekłam się jej i gdy uświadomiłam sobie, że znowu przybrałam ludzką postać ruszyłam w stronę ciemnej gęstwiny.

 Zimno. Tylko tyle mógł przyswoić mój zmęczony już umysł. Było mi zimno. Lodowaty, biały puch okalał moje zbolałe stopy, sprawiając im zarówno ulgę jak i ból. Nie byłam do końca pewna ile dni szłam przed siebie. Byłam wyczerpana, głodna i cała obolała, ale nie chciałam wracać. Nawet nie pomyślałam o tym, że mogłabym TAM wrócić? ONI nigdy nie zrozumieją, kieruje nimi strach. Uważają, że jestem dziwadłem, potworem, więc nie miałam wyboru. Musiałam uciec.
Nagle moje nogi ugięły się pode mną i cały świat zawirował. Upadłam na śnieżnobiałą pierzynę i mimo, że już chwilę później poczułam się znacznie lepiej nie chciałam wstawać. To było takie proste, położyć się na śniegu, czując jak drobne, zimne płatki spadają na obolałą twarz. Zamknąć oczy i czekać aż oddech zwolni. Ludzkie ciało tak łatwo można uśmiercić. Był tylko jeden problem – ja nie byłam człowiekiem.
 W moich oczach pojawiło się kilka zbłąkanych łez, które spływając na dół wypalały niewidoczne smugi na moich zlodowaciałych policzkach. Stopniały śnieg lepił się do moich ubrań, a te z kolei do mego ciała. Skóra szczypała mnie z zimna, ale nie przejmowałam się tym bólem. Nagle poczułam delikatne łaskotanie na nodze. Gdy uniosłam lekko głowę ujrzałam bielutkiego króliczka, który czując moje spojrzenie skulił się lekko ze strachu. Nie chciałam, żeby uciekł, więc wyciągnęłam powolutku rękę i jednym palcem pogładziłam jego uszko, na co on przybliżył się na tyle, abym mogła położyć całą dłoń na jego główeczce.
- Witaj, mały – przywitałam się ze stworzonkiem, nadal gładząc jego uszka.
Ten popatrzył się na mnie mądrymi i zarazem niewinnymi oczkami, tak jakby chciał się upewnić, że jest bezpieczny. Wyciągnęłam więc delikatnie drugą rękę, a on widząc to zaproszenie zbliżył się do mojej nogi i wtulił się w nią, sprawiając mi tym samym ulgę. Był taki cieplutki.
- Nie możesz mi powiedzieć, gdzie tak właściwie jestem, prawda? – spytałam wesołym tonem, a na moich ustach pierwszy raz od bardzo dawna pojawił się szczery i niewymuszony uśmiech.
Zwierzątko zaś popatrzyło się na mnie, zadziornie przechylając główkę w prawo. Zachichotałam, a ten z obrażoną minką trącił moją rękę.
- Nie bądź taki…. Żartowałam tylko – odparłam słodko.
Nagle popatrzył się na mnie, a ja nie mogłam się powstrzymać i spojrzałam w jego oczka. Były ciemne, prawie czarne. Zatonęłam w tej głębi i mimo że chciałam się wyrwać nie dałam rady. TO było silniejsze ode mnie.
Przed moimi oczami zaczęły pojawiać się obrazy zdarzeń z przeszłości. Zobaczyłam zniszczenie, śmierć, ból i strach mieszkańców tych lasów i dolin, padające niewinne zwierzęta i walczące wilki.
Gdy poczułam cieplutkie futerko na ręce obrazy zniknęły, a przed moimi oczami znowu pojawił się biały króliczek, który teraz patrzył się na mnie z troską.
- Tyle zła spotkało to miejsce… Jest naznaczone bólem i śmiercią – wyszeptałam, a zwierzątko jakby rozumiało o co mi chodzi, skuliło się delikatnie.
- Nie bój się… To przeszłość…. – próbowałam go uspokoić – Wiesz? Widziałam coś jeszcze… Widziałam śmiech, miłość i światło. Mnóstwo światła.
Królik popatrzył się na mnie z ulgą.
-Już wiem! – zawołałam, a ten skulił uszka – Przepraszam… Wiem jak cię nazwę…. Co powiesz na Sunny?
Stworzonko z aprobatą kiwnęło główką, a ja pogładziłam jego mięciutkie futerko.
- No dobra, Sunny. Czas ruszać – zaćwierkałam, a ten popatrzył niepewnie na mnie
- No wiesz…. Ja cię nie zmuszam. Jeżeli nie chcesz iść, to nie musisz, ale ja nie mogę tu zostać. Czuję mroczną i nieprzystępną aurę tego miejsca.
Sunny przykicał do mnie i ze zrozumieniem kiwnął główką. Kucnęłam przy nim i wypuszczając powietrze pogłaskałam go ostatni raz.
- Więc to pożegnanie… Hmmm… Papa Sunny – odparłam i po tych słowach ruszyłam dalej, zostawiając swojego nowego przyjaciela.
  Szłam przed siebie dobrych kilka godzin, gdy nagle przed moimi zmęczonymi oczami pojawiło się piękne rozłożyste drzewo, którego grube gałęzie zapraszały do tego, aby się na jednej z nich położyć i zasnąć. Czując wzrastającą senność wspięłam się na jedną z nich i ułożywszy się na niej wygodnie zamknęłam oczy i zaczęłam nucić bardzo starą melodię, której nauczyła mnie „babcia” przed swoją śmiercią.
Poszczególne dźwięki wydobywały się z mych ust, świetnie zgrywając się z cichutkim szelestem liści. Poczułam lekkie drgania, które w rytmie mojego serca napełniały moje ciało energią.
- Piękna melodia – usłyszałam. Zerwałam szybko głowę i popatrzyłam na nieznajomą postać. Był to chłopak, mniej więcej w moim wieku – a może nawet trochę starszy. Ubrany był w zniszczone i przesiąknięte krwią ubrania, a jego skóra naznaczona wieloma ranami była trupio blada.
- Kim jesteś? – spytałam.
- Dobrym pytaniem jest to, kim ty jesteś skoro mnie widzisz i słyszysz.
- Jak to? – spytałam zbita z tropu.
- Bo widzisz…. Od jakiegoś czasu jestem martwy – zaśmiał się a na jego przystojnej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
- Martwy?! Jesteś duchem?! To jakim niby cudem cię widzę, co?
- Może ty mi powiesz? Sam nie wiem… Wiesz ile razy próbowałem skontaktować się z resztą? … Ale oni nic nie słyszeli… Nie mogli mnie zobaczyć – odparł beznamiętnie.
– O o… Kłopoty … - zaśmiał się i zniknął.
- Co ? Wracaj …. Kim jesteś…. Jakie kłopoty? Jacy oni? – wołałam w przestrzeń, ale nikt się nie odezwał. Nie czułam już jego obecności, poczułam za to obecność kogoś innego.
 Odwróciłam się niepewnie i wtedy moim oczom ukazał się ogromny wilk. Wstrzymałam powietrze, a po moim ciele przeszedł lodowaty dreszcz. Coś sprawiało, że bałam się tego wilka nie tylko jako ktoś, przed kim stoi niebezpieczne zwierze, ale też bałam się tak jak sługa boi się swego pana. Nie miałam pojęcia dlaczego tak się wtedy poczułam, ale nawet nad tym nie myślałam, ponieważ chwilę później biegłam już przed siebie, próbując uciec od bestii. Niestety jak się wkrótce przekonałam, zwierze było za szybkie.
Wybiegłam na sam środek doliny i tam upadłam na kolana, ponieważ nie miałam już sił na dalszą ucieczkę. Ku mojemu zdziwieniu wilk, który chwilę później pojawił się przede mną nie zaatakował mnie, lecz zmienił swą postać. Na moich oczach stworzenie zamieniło się w młodego chłopaka, który patrzył się na mnie wzrokiem, którego nie mogłam rozszyfrować, ale musiałam przyznać, że jego oczy były intrygujące.
- Witaj… - przywitałam się niepewnie patrząc na wszystko dookoła, byle tylko nie w te jego oczy, ponieważ wiedziałam jak to może się skończyć, a tego nie chciałam.
( Alfy?)

środa, 4 lutego 2015

Hespe - Wataha Wody

Postać ludzka:

Postać wilcza:



Imię: Hespe ( dla dusz Hesperiata )

Płeć: Samica
Żywioł: Duch, czuje też bliską więź z wodą
Moce: kontakt ze światem zmarłych, przewidywanie przyszłości i możliwość zobaczenia przeszłości osoby której zajrzy głęboko w oczy, manipulacja czasem, wskrzeszenie zmarłych, piękny śpiew, który sprawia że ofiara nie jest świadoma tego co się z nią dzieje, wie jaką moc ma osoba w jej pobliżu, talent poetycki, jej wizje zazwyczaj są w formie zawiłych wierszy, niestety nie pamięta nic z czasu kiedy ma wizje... ( jej oczy wtedy stają się mgliste, a cała jej sylwetka wygląda tak jakby była pod wodą ), wysysanie esencji życiowej z w celu  jej  zabicia lub zregenerowania własnego ciała
Stanowisko: wyrocznia, strażniczka
Rodzina: brak
Partner/Partnerka: zakochana w Meeks'ie mimo początkowej niechęci wywołanej jego arogancją
Charakter: nieśmiała, spokojna dziewczyna, romantyczka, która woli stać na uboczu i nie mieszać się w sprawy konfliktu, od małego nieufna wobec ludzi, lubi przesiadywać na drzewach lub nad wodą i nucić sobie stare kołysanki i pieśni ( wygląda wtedy jak rusałka) ... Wydaje się bezbronna i bezsilna, ale to tylko pozory
Zdjęcie postaci:
kontakt: https://m.facebook.com/park.yuri.1848?ref=bookmark