Ostatnio... Kompletnie nic się nie dzieje. Nie wiadomo czy to źle, czy dobrze. Dawno nie widziałem Sol... Nie mam pojęcia co się dzieje z Nezumim i w dodatku nie wiem czy od tak mogę sobie pójść go szukać. Z góry zakładam, że nie. Przecież nie wiadomo czy zaraz nas nie zaatakują, czy nie stanie się coś złego. Nic nie wiadomo. To mnie męczy.
Biegnę z Elizabeth przez las. Czuję jak moje mięśnie pracują, słyszę swój oddech i odgłos łap, uderzających o ziemię. Zabawne wydaje mi się to, że zacząłem się trzymać z tą dziewczyną. Może wpłynęło na nas to, że mamy podobną moc? Możemy razem trenować, nie bojąc się, że zrobimy sobie krzywdę? Możemy poznawać nowe możliwości naszych sił. Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie tym, że jest taką optymistką.
~Dobiegniemy do tamtych splecionych ze sobą drzew i zawracamy.~ Oznajmiłem i przyspieszyłem, starając się znaleźć radość w tym zwykłym biegu.
~Jasne, jasne, może pozwolę ci tym razem wygrać.~ W mojej głowie rozległ się jej wilczy śmiech, prychnąłem tylko w odpowiedzi. Coś nam w nawyk weszły te nieme rozmowy.
* * *
- Jak tam to twoje skaleczenie?- Eliz siedziała pod jednym z drzew i przyglądała mi się tymi swoimi pustymi, zielonymi oczami.
- Nadal nie chce się goić.- Mruknąłem spokojnie i powędrowałem dłonią do ramienia, w które nie tak dawno temu zranił mnie Glenn. Miałem tam rankę, można by rzec zadrapanie, otoczoną nieciekawym siniakiem ciemnej, niemalże atramentowej barwy. Nie chwaliłem się tym, ale ta dziewczyna sama do tego doszła. Coraz mniejszy opór czułem jednak przed tym, że wnikała raz za razem w moją przeszłość, choć jej o to nie prosiłem.
- Może powinieneś z tym do kogoś iść?- Spytała, formując w dłoniach lodowego wróbla. Zauważyłem, że lubiła ożywiać swoje lodowe rzeźby.
- Ech. Do kogo niby? Do Ice'a? Faith? Sol? A może do Devona? Każda z tych osób z pewnością by się tym przejęła.- Znów niemalże warknąłem, ale zielonooka już się do tego przyzwyczaiła.
- Wiesz. Z pewnością jakbyś od tej ranki zginął... Jedna z najgłupszych śmierci. Zupełnie bez powodu. Niepotrzebna.- Uśmiechnęła się sceptycznie, muskając opuszkami palców główkę swojej nowej zabawki.
- Faktycznie, morali to by nie podniosło.- Wywróciłem oczami i zacząłem rzucać szklanymi igłami do drzewa, znajdującego się na przeciw mnie.
- A jak tam twoja rozmowa z Sol?- Tym razem widziałem na jej twarzy rozbawienie. Pytanie zadane zupełnie bez sensu, gdyż wiedziała, że nic z tego nie wyszło.
- Równie dobrze mogłabyś się spytać jak tam moje poszukiwanie Nezi'ego.- Gwałtownym ruchem wyrzuciłem lodowy nóż z dłoni. Z satysfakcją obserwowałem lot mojego tworu i to, jak wbija się w suchą korę.
- No co ty nie powiesz. Tak samo nasza organizacja obrony przed Denalczykami leży i kwiczy.- Dmuchnęła na ptaszka, który od razu się poruszył i zaczął skakać po jej dłoni.
- A co? Twoje ambicje nie pozwalają ci na armię orłów, lodowych miśków i Bóg wie czego jeszcze?- Uniosłem jedną brew i podniosłem się z ziemi.
- A żebyś wiedział.- Dała odlecieć ptakowi i również wstała.- To jak, wracamy?
- A co innego mielibyśmy robić?- Wcisnąłem ręce w kieszenie spodni.
- No, a bo ja wiem... Na przykład moglibyśmy popróbować stworzyć na naszych ciałach jakieś lodowe osłony... Także byłby to kreatywnie zmarnowany czas.- Posłała mi jeden z tych swoich "czarujących" uśmiechów.
- Kreatywnie zmarnowany... Dobre sobie...
* * *
Wróciliśmy i znowu zacząłem się kręcić po korytarzach. Ostatnimi czasu ciężko mi było usiedzieć w miejscu. Ciągnęło mnie gdzie indziej, ale to nie było ważne. Przynajmniej miałem do kogo otworzyć usta. Może uda mi się porozmawiać z kimś innym, niż z Elizabeth. Albo i nie...
Odprowadziłem wzrokiem Devona i Faith, idących w stronę pokoju Sol.
Jednak... Pogadam ze ścianą... Będzie... Ciekawie...
Odwróciłem się i znowu zacząłem iść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz