-Mówiąc, że z nią porozmawiam, nie miałam na myśli tego, że zrobię to NATYCHMIAST.-Sol posłała Devonowi wściekłe spojrzenie.
To smutne, że mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło, nadal podświadomie widziała we mnie zagrożenie dla szczęścia jej i Rena.
Chcąc być absolutnie szczera, musiałabym przyznać, że tak naprawdę nigdy nie przestałam całkowicie kochać Rena. Ostatnio nie układało nam się jakoś szczególnie z Hoax'em, zwłaszcza, że nie pamiętam nawet kiedy ostatnio się widzieliśmy. Nie mam tez pojęcia gdzie aktualnie przebywa, negocjując pomoc dla Niemych Gór, ani kiedy wróci. Ale mimo wszystko...Ren to przeszłość. Sol powinna przestać widzieć we mnie choć cień rywalki.
-Przepraszam, ale jedynym sposobem na to, żebyś to naprawdę zrobiła, było natychmiastowe działanie. Więc...Czekamy, Sol. Co miałaś powiedzieć Faith?-Devon uniósł wyczekująco brew.
Jego wiadomość trochę mnie zdziwiła, przyznaję. Chyba każdy poczułby się odrobinę niepewnie, gdyby ktoś nagle oznajmił mu, że " Potrzebuję cię teraz. Sprawa życia i śmierci- dosłownie." Więc przyszłam.
Stałam teraz z założonymi rękami, podejrzliwie obserwując otulającą się kocem Sol.
Jej wyraz twarzy wyrażał niepewność, co wydało się dość absorbujące. Sol zazwyczaj była nawet zbyt pewna tego, co robi.
-Devon twierdzi, że być może możesz mi pomóc...-Sol zwróciła się do mnie, a jej zielone oczy wydawały się być odrobinę zamglone. Ślad po rozpaczy. Skąd ja to znam?
-Zobaczymy.-wzruszyłam ramionami.- Słucham...
-Może lepiej będzie, jeśli ci to pokażę...-Sol delikatnie (powiedziałabym nawet, że nieufnie) zsunęła z siebie koc, prostując sylwetkę. Zielone oczy wskazały na dół, a moje poszły w ślad za nimi. I wtedy to zobaczyłam. Idealnie zaokrąglony brzuch, emanujący dodatkową energią widoczną gołym okiem.
-Nosisz dziecko...-wyobrażam sobie jak musiałam wtedy wyglądać. Na wszelki wypadek chwyciłam klamkę, gdybym miała zemdleć z wrażenia.
-Jak widać-stwierdziła cicho Sol, delikatnie kładąc dłoń w miejscu, gdzie dziecko zaczęło kopać i z powrotem usiadła na łóżku.
-To przecież około 4 miesiąc!-Krzyknęłam, przerażona tym, co mi pokazała.- Za mniej niż miesiąc urodzisz dziecko!
Nagle przed oczami stanęły mi różne obrazy. Momentalnie zebrało mi się na mdłości, kiedy wyobraziłam sobie Rena z Sol. Mogłam być na jej miejscu. Sama się tego pozbawiłam, a teraz nigdy już nie będzie odwrotu. Zaczęło do mnie docierać, że ONA urodzi jego dziecko. Zawsze pozostaną ze sobą połączeni.
Dotarło do mnie, że nigdy nie pozbędę się tego, co czuję do Rena, i że to pozostanie moim przekleństwem do końca. Będę patrzyć na to dziecko...Stworzone z ich dwoje...
-Za miesiąc?-Sol momentalnie zbladła.-To za szybko...
-Wilkołaki rosną dużo szybciej niż ludzie. Przestają się tak szybko starzeć dopiero, kiedy osiągną dorosły wiek.-Wzięłam głęboki oddech. Devon też wyglądał na zdenerwowanego.
-Wiedziałem, że to niedługo- rzucił, masując sobie skronie.
Ogarnij się, Faith! Ona potrzebuje pomocy.-Upomniałam się myślach.
-Spokojnie. Zajmę się tym...Coś wymyślę. Dobrze, że mi powiedziałaś, Sol. Muszę się chwilę zastanowić jak ci pomóc. Do tego czasu nigdzie nie wychodź, leż w łóżku i dobrze się odżywiaj. Ukrywanie tej ciąży nie ma już większego sensu. Porozmawiam z Renem, żebyś nie musiała się tym martwić.
Chyba oszalałam, ale chcę im pomóc. Za miłość nie powinni dostać kary. A ja dopilnuję, żeby dziecko Rena, obojętnie jaki ból będzie mi sprawiać, było szczęśliwe. Zacznę od tego, że pomogę mu przyjść na świat.
-Dziękuję...-Sol patrzyła na mnie dziwnie szklistym wzrokiem.
-Podziękujesz mi jak już będzie po wszystkim.-rzuciłam i wybiegłam szukać Rena.
(Ren?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz