czwartek, 20 listopada 2014

(Wataha Powietrza) od Rena

-Pilnuj Sol- rzuciłem do Devona, wybiegając z jaskini w ślad za Ice'm.
Że też kurwa przez całe pieprzone tygodnie nic się nie działo, a kiedy akurat nie byłem przygotowany- na teren wtargnął ktoś z obozu wroga...
Podejrzewałem, że dali sobie wreszcie spokój z  porywaniem mi Sol i Ivo, ale tego nie mogłem być pewien w stu procentach, a jeśli nie wiem czegoś w stu procentach- wolę dmuchać na zimne, zwłaszcza teraz, gdy nie chodzi tutaj już tylko o jej życie.
~Eliz, Faith- dołączcie.~ Wysłałem telepatyczną wiadomość do wilczyc, przy okazji szukając jakiegokolwiek tropu. Poczułem na sobie wzrok Ice'a.
Dorósł ostatnio. Teraz był już mężczyzną, który zasługiwał na stanowisko Alfy. Znał się na swojej robocie, i podejrzewam, że zacząłem lubić go jeszcze bardziej niż kiedyś. Po małym, chudym blondasku wiecznie pozostającym w cieniu swojej siostry, pozostało tylko wspomnienie.
~Jesteś pewien, że ci się nie przywidziało?~ Jakoś nie mam ostatnio za dużo cierpliwości.
~Nie przywidziało mi się, Ren. Jestem zły, że nie zdążyłem go dorwać sam. Na moje oko to był typowy, utalentowany zwiadowca-wojownik szkolony przez Radę. Ciemnowłosy, wysoki- tyle pamiętam.
Rozglądnąłem się po lesie. Dlaczego nie spadł jeszcze cholerny śnieg?! Znanie ułatwiłby nam sprawę.
~Jakoś nie widzę tutaj nikogo, kto by odpowiadał twojemu opisowi, Ice. Spróbujmy się rozdzielić. Jeśli spotkasz po drodze dziewczyny, powiedz im to samo.
~Ja wezmę północną część. Jesteśmy w kontakcie.
*
Moja uwagę przykuł podejrzany szmer niedaleko miejsca, które właśnie okrążałem. Normalnie uznałbym to za złudzenie wiatru, ale czas jakoś nauczył mnie, że nie wszystko jest takie, jakim się wydaje. Cofnąłem się o kilka kroków, starając się, żeby moje ruchy nie spłoszyły ewentualnego intruza i powiodłem nosem po ziemi, szukając obcego zapachu. Zdążyło się już zrobić cholernie ciemno i mimo, że w wilczej postaci niespecjalnie mi to przeszkadzało, to i tak ciemność zawsze była sprzymierzeńcem kogoś, kto starał się pozostać niezauważonym, jednocześnie obserwując kogoś innego. I wtedy poczułem na placach ciężar, który powalił mnie na ziemię. 
Warknąłem, zaskoczony i wściekły, że tego nie przewidziałem i zamknąłem zęby na łapie napastnika. Wyczuwałem jego niepokój pomieszany ze wściekłością i czymś czego nie umiałem nazwać i na ślepo próbowałem odgryźć jakąkolwiek część jego ciała. Gdyby nie był tak kurewsko ciężki, odgryzłbym mu głowę, zanim zdążyłby pisnąć. 
~Przestań walczyć, Ren~ usłyszałem głos, którego tak bardzo nienawidziłem.~Nie chcę dla was źle, tylko coś powiem, a wtedy będziesz mógł zrobić co chcesz- nawet mnie zabić.
Skamieniałem. Puścił mnie. 
Nim zdążyłem się zastanowić, co robię- zmieniłem się w człowieka i złapałem Cain'a z gardło, ciskając nim w pobliskie drzewo. 
-Gówno mnie obchodzi co tutaj robisz, skurwielu! Zabiję cię za to, co zrobiłeś Sol-dziwne, że nie pękła mi żyłka w skroni. Czułem jak wypełnia mnie niepohamowany gniew i żądza krwi. Krwi mojego ojca. -Zapłacisz mi za wszystko szybciej niż planowałem.
Cain podniósł się z ziemi, piorunując mnie spojrzeniem zielonych oczu. A więc jednak. To jego widział Ice. Wszystko się zgadzało. Tylko on dałby radę tak długo pozostawać niezauważonym. 
-Nie zdążyłem jej nic zrobić.-syknął.- Chcę tylko coś powiedzieć, a wtedy zrobisz co będziesz chciał. 
-Po co przyszedłeś?! Żeby dokończyć to, co zacząłeś?-Splunąłem.
-Rada ma w zanadrzu czarownice. Niedługo zrobią tutaj niezły syf. Macie szansę, żeby uciec dopóki nie są jeszcze gotowi- nie bądźcie głupi i się ratujcie. 
-Masz mnie za idiotę, tatusiu?-warknąłem, zbliżając się o krok.-Jeśli myślisz, że podkulimy ogony i uciekniemy, bo tak nam polecił zrobić najbardziej zaufany pachołek Alexiusa, to jesteś w błędzie.
-Nie służę już Alexiusowi. Odchodzę, jak najdalej stąd. Jesteś ostatnią sprawą jaką tu załatwiam.
-Nawróciłeś się? Cudownie...Dzięki za twoje złote rady, ale moja pierdolona cierpliwość się skończyła. 
-Więc mnie zabij. Doskonale wiesz jakie są kary za dezercję Rady. Wolę zostać zabity przez ciebie, z godnością.
-Nie spodziewaj się godności po tym wszystkim co zrobiłeś, sukinsynu. Pierwszy raz cieszę się, że matka nie żyje i nie może zobaczyć tego, czym się stałeś. 
-Gdyby żyła twoja matka, nic nie potoczyłoby się tak jak teraz.-Warknął, a jego spojrzenie momentalnie straciło na blasku.- Kochałem twoją matkę. Kochałem mojego syna, ale oboje straciłem już dawno temu. Mogłem pozwolić cię im zabić, ale robiłem wszystko by uświadczyć Radę w przekonaniu, że to tylko twoje durne wygłupy. Kiedy dowiedziałem się, że zabiliście naszych zwiadowców - zamaskowałem wszystko, a gdy sprawa się wydała- oskarżyłem o wszystko matkę Faith i Ice'a. Chroniłem cię, smarkaczu. Chroniłem i nienawidziłem. Za każde twoje spojrzenie- oczu Lilith. I będę cię nienawidził zawsze. Ciebie i twoją Sol. Bo macie to, co ja straciłem. Będziesz mieć kiedyś syna, Ren i pewnego dnia ktoś ci go odbierze. Jego albo Sol- a wtedy zrozumiesz. 
Zielone oczy zamigotały pod cienką warstwą wilgoci, gdy Cain się cofnął.- Zabij mnie jeśli chcesz.
Nastąpiła chwila ciszy, a powietrze stało się tak gęste, że oddychanie sprawiało mi trudność. Mierzyliśmy się spojrzeniami pełnymi pogardy. Czułem jak pulsują we mnie wszystkie żyły, a mięśnie napinają się, gotowe by wymierzyć sprawiedliwość, na którą tak długo czekałem. A jednak tego nie zrobiłem. Nie mógłbym go zabić- nie chciałem być taki jak on. Żyć z tym do samego końca...
Mimo wszystkiego, co zrobił nadal był moim ojcem. W moich żyłach płynęła jego krew czy tego chciałem, czy nie.  Może i jestem bardziej żałosny niż myślałem.
-Nie tym razem.-pokręciłem głową, biorąc głębszy oddech.-Odejdź i nigdy nie wracaj. 
-Nie chcę łaski.
-To nie łaska. Żyj dalej z tym, co zrobiłeś, pamiętaj o mnie i mamie- jakim byłeś żałosnym ojcem i mężem. A gdy umrzesz ze starości- brzydki, pomarszczony i bezużyteczny - przypomnij sobie, że miałeś kiedyś wszystko, tylko sam się tego pozbyłeś.
Cain wpatrywał się we mnie przez chwilę, aż wreszcie odwrócił się z obojętnym wyrazem twarzy.
-A ty żyj,ciesz się tym co masz, póki jeszcze nie zostało ci to odebrane. Powiedz kiedyś o mnie swojemu dzieciakowi - nawet jeśli ma być to najgorsza prawda.Podejmuj rozsądne decyzje i ratuj tych,których kochasz póki nie jest za późno. Nie stań się taki jak ja i pamiętaj kim byłem. 
-Nikim- zmieniłem się w wilka, czując dziwny spokój i pobiegłem.
~Ojcem.~ Usłyszałem jeszcze w głowie i dopiero, kiedy przebiegłem dłuższą odległość, wracając do domu- zrozumiałem, że przyszedł się pożegnać.
I że się pożegnaliśmy. Na nasz własny sposób.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz